Siedziba Wyrzutków
Yoh nie mógł uwierzyć, że brat stoi przed nim. Wiedział, że żyje, ale tutaj się go nie spodziewał. Myślał, że Wyrzutki walczą z Hao, ale skoro ten stoi tu zadowolony i wolny, to znaczy, że... Czy to może znaczyć...? Przecież...
- Zaskoczony? - spytał Hao. - Mam mały układ w Wyrzutkami, nasz cel jest ten sam... Ale coś nie cieszysz się na mój widok, braciszku.
- Przecież wy byliście wrogami.
- Pozornie - Hao przeciągnął się i usiadł w fotelu - może usiądziesz? Porozmawiamy.
- Nie mamy o czym. Powinieneś nie żyć.
- Ty też, ale jakoś ci się udało. Nauczyłeś się od mnie paru sztuczek, co? Teleportacja? Na pewno jeszcze coś, co odkryjesz kiedy się ogarniesz i zregenerujesz furyoku. Wtedy zrozumiesz wszystko i zmądrzejesz.
- Doprawdy? Uważasz, że każdy, kto nie popiera twoich poglądów musi zmądrzeć?
- Lub umrzeć, ale ty zmądrzejesz. Usiądź, Yoh.
Askaura przez chwilę się wahał, ale uznał, że dłuższe upieranie się przy staniu jest dziecinne. Walczyć też nie ma sensu, Hao pokonałby go w kilka sekund. Usiadł na krześle przy biurku, tak daleko od brata, jak to możliwe.
- Po co przyszedłeś? - spytał.
- Dotrzymać bratu towarzystwa. Porozmawiać. Z ciekawości. Powiedz mi... Co się stało z twoją teorią o dobru w każdym człowieku? Że trzeba dawać mu szansę, że nie wiadomo, co spowodowało to, jaki się stał?
Było to ostatnie pytanie, jakiego młodszy z bliźniaków się spodziewał. Przez chwilę wpatrywał się w Hao, jakby zastanawiając się skąd to pytanie i czy jest sens cokolwiek mówić. W końcu zdecydował się na krótką odpowiedź.
Było to ostatnie pytanie, jakiego młodszy z bliźniaków się spodziewał. Przez chwilę wpatrywał się w Hao, jakby zastanawiając się skąd to pytanie i czy jest sens cokolwiek mówić. W końcu zdecydował się na krótką odpowiedź.
- Nic. A co miało się stać?
- Już jej nie wyznajesz? Czy uznałeś, że do mnie się nie stosuje?
- Hao... Chcesz wybić ludzkość. Całą. To miliardy istnień. Naprawdę nie obchodzi mnie co tobą kieruje, chcę to powstrzymać. Chcę żeby świat istniał. Sorry, byłem w twojej głowie, wiem, co się tam dzieje i nie mogę na to pozwolić. Nawet jeśli wtedy się zawahałem.
- To trochę wybiórcze. Może jest inny sposób, by mnie powstrzymać?
- A jest?
- Nie.
Yoh machnął ręką jakby chciał powiedzieć sam widzisz. Nie miał pojęcia do czego to ma prowadzić, ale chwilowe osłupienie, które wywołało pojawienie się brata zaczynało mijać, zastępowane przez gniew. Co Hao sobie myślał? Że będą tak sobie siedzieć i uprzejmie gawędzić? Po tym wszystkim? Może jeszcze herbatkę wypiją i zjedzą ciasteczka? Yoh wiedział, że sam bez winy nie jest, ale i tak podziwiał bezczelność brata.
- Wiesz, też kiedyś wierzyłem w dobro w każdym, a potem dostrzegłem, że to tylko myślenie życzeniowe. Wyrzutki nadal wierzą. Masz z nimi więcej wspólnego niż ci się wydaje. Ze mną też i chyba to cię najbardziej przeraża - to jak łatwo przyszło ci dojść do wniosku, że nie każde życie jest tyle samo warte a zabicie jest całkiem niezłym rozwiązaniem problemu. Prostym i ostatecznym. Nie przecz, przecież słyszę twoje myśli. Boisz się, że ostatecznie stajesz się taki jak ja. To nieprawda, jeszcze nie. Yoh, masz szansę być kimś. Być potężny. Ale sam jej sobie odmawiasz nie przyznając się przed samym sobą do tego, do czego jesteś zdolny. Udawaj przed innymi jeśli ci to sprawia przyjemność, ale nie zapominaj, że masz bezwzględną naturę. Znam ją równie dobrze, co ty, braciszku. Przecież byłem w twojej głowie i, w przeciwieństwie do twoich krótkich odwiedzin w mojej, ja jestem tam cały czas.
To nie były miłe słowa dla Yoh, ale nie mógł im zaprzeczyć. To nie tak, że bawiła go śmierć innych. Nie był zły i okrutny. Nie przypominał Hao i nie chciał się stać taki jak on. Czasami jednak nie potrafił zachować zwykłego optymizmu. Może dlatego, że nie był dla niego zwykły? Przecież przez tyle lat był samotny, odrzucony przez grupę rówieśników. Potem poznał Mantę, Amidamaru i całą resztę grupy i świat pojaśniał. Wtedy rzeczywiście uwierzył, że życie może być piękne. Uznał, że jego dotychczasowe życie było czymś w rodzaju próby i na nowych przyjaciół musi po prostu zasłużyć. Później Turniej przerwano, oni się rozjechali a on znów został sam. No, nie całkiem. Przecież była jeszcze Anna i wyrzuty sumienia, doskonałe towarzystwo.
Wraz ze zniknięciem optymizmu znikła również jego sympatia do ludzi i wiara w nich. Przecież jedyne, co dotąd powodowała, to straszne poczucie zawodu, jak z odejściem Lyserga. Wtedy po raz pierwszy zrozumiał, że nie każdemu potrafi pomóc i nie każdy chce pomocy.
A Ren? Może trochę się zmienił, ale przecież w gruncie rzeczy pozostał taki sam. Zabiłby bez wahania każdego, kto wszedłby mu w drogę.
Dlatego Yoh teraz milczał. Wiedział, w głębi serca chyba zawsze to czuł, że w końcu nadejdzie taki dzień, w którym sobie uświadomi, że nie jest dzieckiem a ludzie nie zawsze zasługują na kolejną szansę. A gdy to nastąpi, to nie będzie miał litości. Świat dla niego jej nie miał.
- Milczysz - zauważył Hao. - Czyżbym aż tak cię poruszył? Cóż, więc sobie pójdę, chociaż czas na mały test. Jest jeszcze ktoś, na kim ci zależy? Choć trochę? Czy czujesz się tak opuszczony, że wszystkich masz gdzieś? Mam nadzieje, że nie, bo kilku twoich przyjaciół chętnie widziałbym po swojej stronie, a tylko od ciebie zależy, czy przeżyją. Bądź grzeczny, Yoh, nie wychylaj się, nie drażnij X-Laws. Wtedy nic im się nie stanie. W ramach ostrzeżenia: Pirika nie żyje.
To nie były miłe słowa dla Yoh, ale nie mógł im zaprzeczyć. To nie tak, że bawiła go śmierć innych. Nie był zły i okrutny. Nie przypominał Hao i nie chciał się stać taki jak on. Czasami jednak nie potrafił zachować zwykłego optymizmu. Może dlatego, że nie był dla niego zwykły? Przecież przez tyle lat był samotny, odrzucony przez grupę rówieśników. Potem poznał Mantę, Amidamaru i całą resztę grupy i świat pojaśniał. Wtedy rzeczywiście uwierzył, że życie może być piękne. Uznał, że jego dotychczasowe życie było czymś w rodzaju próby i na nowych przyjaciół musi po prostu zasłużyć. Później Turniej przerwano, oni się rozjechali a on znów został sam. No, nie całkiem. Przecież była jeszcze Anna i wyrzuty sumienia, doskonałe towarzystwo.
Wraz ze zniknięciem optymizmu znikła również jego sympatia do ludzi i wiara w nich. Przecież jedyne, co dotąd powodowała, to straszne poczucie zawodu, jak z odejściem Lyserga. Wtedy po raz pierwszy zrozumiał, że nie każdemu potrafi pomóc i nie każdy chce pomocy.
A Ren? Może trochę się zmienił, ale przecież w gruncie rzeczy pozostał taki sam. Zabiłby bez wahania każdego, kto wszedłby mu w drogę.
Dlatego Yoh teraz milczał. Wiedział, w głębi serca chyba zawsze to czuł, że w końcu nadejdzie taki dzień, w którym sobie uświadomi, że nie jest dzieckiem a ludzie nie zawsze zasługują na kolejną szansę. A gdy to nastąpi, to nie będzie miał litości. Świat dla niego jej nie miał.
- Milczysz - zauważył Hao. - Czyżbym aż tak cię poruszył? Cóż, więc sobie pójdę, chociaż czas na mały test. Jest jeszcze ktoś, na kim ci zależy? Choć trochę? Czy czujesz się tak opuszczony, że wszystkich masz gdzieś? Mam nadzieje, że nie, bo kilku twoich przyjaciół chętnie widziałbym po swojej stronie, a tylko od ciebie zależy, czy przeżyją. Bądź grzeczny, Yoh, nie wychylaj się, nie drażnij X-Laws. Wtedy nic im się nie stanie. W ramach ostrzeżenia: Pirika nie żyje.
Londyn
W Londynie deszcz stukał w szyby i ściekał po nich gęstymi strużkami. Padało już od kilku dni i nic nie wskazywało na to, by pogoda miała się wkrótce zmienić. Przeciwnie, prognozy pogody mówiły o tym, że jeszcze bardziej się pogorszy. Anna nie mogła się zdecydować, czy podoba jej się to ze względu na zaistniałą sytuację - bliski koniec świata i śmierć wielu osób powinny być opłakane przez naturę - czy wkurza zimnem i wilgocią, przed którymi nie ma jak się bronić. Najchętniej wróciłaby do Japonii, ale miała tu kilka spraw do załatwienia. Do domu prędko nie wróci, to byłoby niebezpieczne.
Gdy ktoś otworzył drzwi kawiarni można było usłyszeć dzwonienie potrąconych dzwonków wietrznych. Dziewczyna, która weszła szybko poprosiła o kawę i podeszła do stolika Anny.
- Witaj, Anno.
Blondynka odstawiła kubek herbaty, o który grzała dłonie i przyjrzała się dziewczynie siadającej na przeciw niej. Wysportowana opalona brunetka, wygodne i niekrępujące ruchów ubranie, pod którym coś chowa, pewnie broń, trochę zniszczone i pokaleczone dłonie, wysoki poziom furyoku... Pasuje do profilu, ale jej nie rozpoznawała.
- Jesteś on niego? Nigdy cie nie widziałam.
- Oczywiście, że od niego. Przecież nie jestem twoją fanką!
Kyoyama prychnęła. Może i fanką nie jest, ale być powinna. Wkrótce zresztą pewnie będzie, albo pożałuje.
- Świetnie. Masz coś dla mnie? - zapytała.
- Tak, tak, już ci daję...
Brunetka zaczęła szukać czegoś w plecaku, wyrzucając przy okazji na stół jakieś papierki i mnóstwo typowo babskich drobiazgów. Anna patrzyła na to z politowaniem - jak można mieć taki bałagan i nie móc znaleźć czegoś, co dostało się od niego?
- Jest! Proszę. A tak w ogóle, to jestem Eva.
- Mhm, świetnie.
Anna, zajęta otwieraniem koperty, już nie zwracała na nią uwagi. Na kartce w środku było tylko kilka zdań, ale jakże dobrych dla niej. Udało się, choć nie myślała, że będzie tak łatwo.
- Więc to wszystko? - zapytała brunetkę. - Skoro tak, to już pójdę, Ivo.
- Evo.
- Nieważne. - Kyoyama chwyciła płaszcz i wyszła w deszcz.
Dobrze, że Yoh zaczął mądrzeć. Jeszcze nic straconego, myślała wychodząc.
Wizyta u brata była dla Hao tylko pretekstem, by pojawiać się w siedzibie Wyrzutków. Tak naprawdę chciał porozmawiać z Jeanne i Marco, a inne powody nie przychodziły mu do głowy. W każdym razie nie takie, by nie budziły podejrzeń w demonie.
- Dbajcie o niego, nie jest głupi i może kiedyś się ogarnie - powiedział do dowódców organizacji, siadając w fotelu w salonie.
- O ile zdąży - odpowiedział Marco. - W końcu każdy, kto się nie nawróci będzie musiał zginąć...
- A Yoh jest na dobrej drodze, czuję to. Zaczął dostrzegać ciemność w otaczającym go świecie. Teraz wstąpienie na drogę światła jest tylko formalnością.
- To świetnie. - Hao jakoś nie był zachwycony tego typu gadaniem Jeanne. Współpracował z nią, ale te poglądy religijne były czymś, czego nawet on nie potrafił w pełni zaakceptować. - Zastanawiam się, jak wam się podoba nasz układ z demonem.
- Och, świetnie. Już przystąpiliśmy do realizacji naszego planu, ty zdaje się wkrótce ruszysz po Króla?
- Tak, ale...
Nie dane było mu skończyć. Przy drzwiach wejściowych rozległ się huk jakby coś wybuchło. Wyrzutki ruszyły tam biegiem, a Hao za nimi. Miał złe przeczucia i się nie pomylił - dom był oblężony.
Ren był wściekły. Wiedział, że X-Laws są zdolni do wszystkiego, ale porwanie Yoh mu się nie mieściło w głowie. To grożenie Mancie, nawet wymordowanie wioski było czymś, czego się po nich spodziewał - w końcu to wariaci, a grożenie zdaje się być ich hobby. Jednak Yoh... No, to był szczyt wszystkiego. Co dalej, może jeszcze jego, Rena Tao, porwą i zamkną w jakiejś piwnicy? A Annę porwał drugi Asakura, uwięził w wieży i wkrótce poślubi?
- Eee... Ren? - Manta w końcu odważył się odezwać. Odkąd kilka godzin temu powiedział o spotkaniu z Wyrzutkiem, Tao chodził po pokoju jak szalony. Zatrzymał się tylko dwa razy - raz, gdy zadzwonił spanikowany Horo z prośbą o ratunek, na co Tao załatwił mu lot do Tokio, drugi raz gdy zadzwoniła Jun z informacją o ataku na wioskę. Oyamada od zawsze wątpił w rozsądek Rena, ale teraz jego obawy się pogłębiły.
- Tak, Manta?
- Może byś usiadł? Zrobię herbatę czy coś...
- Herbatę?! Nie, lepiej wymyśl jak odbić Yoh! I zabić Hao! Znaleźć Annę!
- Annę? To trzeba zadzwonić do Lyserga. A Yoh i Hao... No... Może pojedziemy do Izumo? Dziadek Yoh może będzie coś wiedział.
Ren się w końcu zatrzymał. Izumo? Yomei? To wcale nie takie głupie, światowej sławy szaman zawsze może coś poradzić...
- No dobrze, pojedziemy tam z lotniska, jak odbierzemy Horo. Tylko nie myśl, że proszę o pomoc. Chcę tylko lepiej poznać tego sławnego Asakurę i sprawdzić, czy na pewno jest tak silny, jak mówią. Na pewno nie dorówna Tao, zresztą niewiele miał do powiedzenia ostatnim razem.
---
Jakoś tak jaśniej się ostatnio zrobiło, to trzeba dodać tajemnic xD
Przepraszam, ale wcięcia akapitowe żyją mi własnym życiem i chwilowo nie wiem co z tym zrobić. Kolejny rozdział za dwa tygodnie.
Gdy ktoś otworzył drzwi kawiarni można było usłyszeć dzwonienie potrąconych dzwonków wietrznych. Dziewczyna, która weszła szybko poprosiła o kawę i podeszła do stolika Anny.
- Witaj, Anno.
Blondynka odstawiła kubek herbaty, o który grzała dłonie i przyjrzała się dziewczynie siadającej na przeciw niej. Wysportowana opalona brunetka, wygodne i niekrępujące ruchów ubranie, pod którym coś chowa, pewnie broń, trochę zniszczone i pokaleczone dłonie, wysoki poziom furyoku... Pasuje do profilu, ale jej nie rozpoznawała.
- Jesteś on niego? Nigdy cie nie widziałam.
- Oczywiście, że od niego. Przecież nie jestem twoją fanką!
Kyoyama prychnęła. Może i fanką nie jest, ale być powinna. Wkrótce zresztą pewnie będzie, albo pożałuje.
- Świetnie. Masz coś dla mnie? - zapytała.
- Tak, tak, już ci daję...
Brunetka zaczęła szukać czegoś w plecaku, wyrzucając przy okazji na stół jakieś papierki i mnóstwo typowo babskich drobiazgów. Anna patrzyła na to z politowaniem - jak można mieć taki bałagan i nie móc znaleźć czegoś, co dostało się od niego?
- Jest! Proszę. A tak w ogóle, to jestem Eva.
- Mhm, świetnie.
Anna, zajęta otwieraniem koperty, już nie zwracała na nią uwagi. Na kartce w środku było tylko kilka zdań, ale jakże dobrych dla niej. Udało się, choć nie myślała, że będzie tak łatwo.
- Więc to wszystko? - zapytała brunetkę. - Skoro tak, to już pójdę, Ivo.
- Evo.
- Nieważne. - Kyoyama chwyciła płaszcz i wyszła w deszcz.
Dobrze, że Yoh zaczął mądrzeć. Jeszcze nic straconego, myślała wychodząc.
Siedziba Wyrzutków
Wizyta u brata była dla Hao tylko pretekstem, by pojawiać się w siedzibie Wyrzutków. Tak naprawdę chciał porozmawiać z Jeanne i Marco, a inne powody nie przychodziły mu do głowy. W każdym razie nie takie, by nie budziły podejrzeń w demonie.
- Dbajcie o niego, nie jest głupi i może kiedyś się ogarnie - powiedział do dowódców organizacji, siadając w fotelu w salonie.
- O ile zdąży - odpowiedział Marco. - W końcu każdy, kto się nie nawróci będzie musiał zginąć...
- A Yoh jest na dobrej drodze, czuję to. Zaczął dostrzegać ciemność w otaczającym go świecie. Teraz wstąpienie na drogę światła jest tylko formalnością.
- To świetnie. - Hao jakoś nie był zachwycony tego typu gadaniem Jeanne. Współpracował z nią, ale te poglądy religijne były czymś, czego nawet on nie potrafił w pełni zaakceptować. - Zastanawiam się, jak wam się podoba nasz układ z demonem.
- Och, świetnie. Już przystąpiliśmy do realizacji naszego planu, ty zdaje się wkrótce ruszysz po Króla?
- Tak, ale...
Nie dane było mu skończyć. Przy drzwiach wejściowych rozległ się huk jakby coś wybuchło. Wyrzutki ruszyły tam biegiem, a Hao za nimi. Miał złe przeczucia i się nie pomylił - dom był oblężony.
Tokio
Ren był wściekły. Wiedział, że X-Laws są zdolni do wszystkiego, ale porwanie Yoh mu się nie mieściło w głowie. To grożenie Mancie, nawet wymordowanie wioski było czymś, czego się po nich spodziewał - w końcu to wariaci, a grożenie zdaje się być ich hobby. Jednak Yoh... No, to był szczyt wszystkiego. Co dalej, może jeszcze jego, Rena Tao, porwą i zamkną w jakiejś piwnicy? A Annę porwał drugi Asakura, uwięził w wieży i wkrótce poślubi?
- Eee... Ren? - Manta w końcu odważył się odezwać. Odkąd kilka godzin temu powiedział o spotkaniu z Wyrzutkiem, Tao chodził po pokoju jak szalony. Zatrzymał się tylko dwa razy - raz, gdy zadzwonił spanikowany Horo z prośbą o ratunek, na co Tao załatwił mu lot do Tokio, drugi raz gdy zadzwoniła Jun z informacją o ataku na wioskę. Oyamada od zawsze wątpił w rozsądek Rena, ale teraz jego obawy się pogłębiły.
- Tak, Manta?
- Może byś usiadł? Zrobię herbatę czy coś...
- Herbatę?! Nie, lepiej wymyśl jak odbić Yoh! I zabić Hao! Znaleźć Annę!
- Annę? To trzeba zadzwonić do Lyserga. A Yoh i Hao... No... Może pojedziemy do Izumo? Dziadek Yoh może będzie coś wiedział.
Ren się w końcu zatrzymał. Izumo? Yomei? To wcale nie takie głupie, światowej sławy szaman zawsze może coś poradzić...
- No dobrze, pojedziemy tam z lotniska, jak odbierzemy Horo. Tylko nie myśl, że proszę o pomoc. Chcę tylko lepiej poznać tego sławnego Asakurę i sprawdzić, czy na pewno jest tak silny, jak mówią. Na pewno nie dorówna Tao, zresztą niewiele miał do powiedzenia ostatnim razem.
---
Jakoś tak jaśniej się ostatnio zrobiło, to trzeba dodać tajemnic xD
Przepraszam, ale wcięcia akapitowe żyją mi własnym życiem i chwilowo nie wiem co z tym zrobić. Kolejny rozdział za dwa tygodnie.
Super notka Hao był taki Haosiowaty w tej rozmowie z bratem, jak w mandze :D trochę szkoda Yoh że się zrobił taka zagubiona duszyczka która można wręcz pomiatac ale ktoś kozlem ofiarnym być musi no a wygląda ze tym razem padło na yoh:( Anna w Londynie? Ciekawe co planuje :) na pewno coś sensownego bo jakby nie patrzeć ona jest jednym chodziacym sensem :P
OdpowiedzUsuńSpanikowaty Ren jest zabawny xd już widzę co się dzieje w jego spiczastej główce hehe :D dobrze że manta coś pomyślał...
Nie mogę się doczekać nasteonej części mam nadzieję że się wszyscy spotkają i coś ustala :)
Pozdrawiam Aomori
W sumie spodziewałam się, że tak przebiegnie rozmowa między braćmi. Nie była ona jedną z najmilszych, czy optymistycznych. Nawet nie liczyłam, że taka będzie, zważając na fakt, że Hao dalej trzyma się swoich planów. :/ A Yoh nie pała sympatią do bliźniaka, co uważam za uzasadnione. Pewnie na jego miejscu też nie ufałabym Hao, a tym bardziej nie próbowałabym już szukać w nim iskierki dobra na siłę. W dodatku Yoh się zmienił, nie wiem czy na lepsze, czy na gorsze - to się jeszcze okaże w praniu. Jest zagubiony, zapewne zaskoczony tym jakie relacje naprawdę łączą Hao i Wyrzutków, więc myślę, że dam sobie czas na oszacowanie tego, czy zmiana Yoh mi odpowiada. W każdym bądź razie - zastanawiam się, co dalej zamierza zrobić.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się Anny w Londynie, ale skoro już tam jest i spotkała się z tą dziewczyną, to zapewne planuje coś, co będzie bardzo istotne dla dalszej fabuły. Pozostaje czekać. xD
A Marco to fanatyk... "Każdy kto się nie nawróci..." itd. Brr, ciarki przechodzą mi po plecach, gdy pomyślę, że dojdzie do kolejnej masakry, jak w wiosce Horo i Piriki. Nie brzmi ciekawie i optymistycznie. :/
Och... A cóż to za oblężenie?
Ej, Ren jak jest niespokojny, to mógłby chodzić na takiej bieżni do biegania i generować prąd! Użyteczne rozwiązanie, prawda? xD I jestem zaskoczona, że nie wymyślił żadnego genialnego planu. :o Dobrze, że ma Mantę. I ciekawe, czy Yohmei będzie taki rozmowny...
Jestem ciekawa ciągu dalszego, więc lecę czytać dalej. :)