sobota, 30 kwietnia 2016

5. Ból

Ptaszki ćwierkają, słonko świeci, jest pięknie, jasno i w ogóle cudownie. Pozornie, bo Yoh zaczyna mieć wątpliwości, czy rzeczywiście jest tak dobrze, jak przekonują go Wyrzutki. W końcu jakby było dobrze, to raczej nie trzymaliby go samego pod kluczem. Pewnie, nie zamknęli go w żadnej celi, tylko całkiem wygodnym, jasnym pokoju. Zamiast pryczy, na którą we własnym mniemaniu zasługiwał, dostał wygodne łóżko, biurko, regał z książkami i własną łazienkę. Nawet jedzenie było dobre i regularnie dostarczane. Mimo to Yoh się niepokoił. 
Wyrzutki to grupa, pragnąca śmierci Hao, on mógł go zabić, nie zrobił tego. Powinni się wściec. Przestraszyć. Cokolwiek, tymczasem ich stoicki spokój był nienaturalny.
Asakura wrócił myślami do tego wieczoru, gdy uciekł z domu.

Wcześniej
Google wiedzą wszystko, więc wiedzą też, gdzie jest siedziba Wyrzutków. W końcu mają swoją stronę, nawet fan page na Facebooku i umieszczają tam informację o aktualnym miejscu pobytu. Wbrew pozorom niełatwo tam cokolwiek znaleźć, bo prócz informacji ważnych jest mnóstwo statusów o jakichś pseudoreliginych treściach, ale Yoh się udało.
Wyrwać się grupie przyjaciół nigdy nie było łatwo, trudniej jeszcze wyrwać się duchowi stróżowi, ale to też się Yoh udało, mieli poważniejsze problemy. Nawet podróż mu się udała - Anna nie wiedziała, że nauczył się kilku nowych rzeczy, między innymi teleportacji. Braciszek wyświadczył mu przysługę w Sanktuarium nie kryjąc pewnych rzeczy w swoim umyśle...
Sądził, że to wszystko będzie trudniejsze, ale jak to zwykle bywa, trudna była tyko decyzja, że już czas się przyznać. Wciąż bał się powiedzieć głośno to, co martwiło go od tak dawna, ale w końcu musiał.
Dom Wyrzutków był wielki, a on czuł się bardzo mały. Był jasny, a on czuł się zbrukany tak wieloma błędami - walką, śmiercią zadaną i tą, na którą się nie zdobył, samotnością, której przyjaciele nie potrafili zagłuszyć i jakąś dziwną pustką, której źródła nie znajdował. 
Ogród wokół domu był wielki, zielony, kwiaty kwitły, a wśród nich latały różne owady. Słowem - pełen życia, a życia w sobie Yoh też nie potrafił odnaleźć. Ba, uważał nawet, że na nie nie zasługuje, skoro tak wiele osób zginęło i zginie z jego winy.
Zapukał i niemal natychmiast usłyszał kroki wewnątrz. Yoh nie znał Wyrzutka, który mu otworzył, ale Wyrzutek znał jego i bardzo szybko, bez słowa, poprowadził w głąb domu. 
Wprowadzono go do pokoju, w którym siedzieli tylko Jeanne i Marco. Jeśli byli zaskoczeni jego widokiem, to nie okazali tego.
- Co cię sprowadza, Yoh? - zapytał mężczyzna.
Przez chwilę Asakura jeszcze się bał. Niepewność co do reakcji Marco i wstyd przez chwilę go dławiły i nie pozwalały się odezwać, tak jak wtedy, gdy Manta i reszta dyskutowali o możliwości przeżycia Hao. Tym razem jednak się przełamał. W oczach Wyrzutków może zobaczyć gniew, ale nie ten zawód, co w oczach przyjaciół. Przecież oni nie mają go za bohatera.
- Nie zabiłem Hao. Powinienem, wiem o tym. Jednak wtedy, w Sanktuarium... - urwał na chwilę, ale raz rozpoczęte zwierzenie nie mogło być przerwane. Gwałtownym ruchem otarł oczy i przemówił sucho, obojętnie, jakby opowiadał o czymś, co go nie dotyczy. - Zawahałem się. Przestraszyłem, w końcu nie jestem mordercą. Zapomniałem jednak, że on jest i nie zrobiłem tego, co powinienem. W ostatniej chwili źle poprowadziłem ostrze, on się osłonił i... Koniec. Byliśmy już na pustynni. Muszę to naprawić! - nagle przestał kontrolować emocje - ci ludzie nie zasługują na śmierć tylko dlatego, że jestem tchórzem. A wy... Możecie mi pomóc. Musicie. Proszę... Chcę do was dołączyć.

Teraz
No i dołączył, a teraz siedzi zamknięty i nikt mu nic nie mówi. Jasne, nie zasługuje na zaufanie, ale kurczę: coś mogliby powiedzieć. Cokolwiek! Chociażby o pogodzie. Tymczasem nawet tego nie słyszy...

Natalia nigdy nie ustawiała budzika. Nie musiała, bo budziła ją jej aktualna przyjaciółka. Szczerze tego nie lubiła, jak zresztą wielu rzeczy w swoim życiu. Nie mogła jednak nic na to poradzić, zważywszy na ten cudowny fakt, że jest pod stałą kontrolą i jeśli chce cokolwiek w życiu osiągnąć, a przynajmniej nie utknąć w jakiejś pustelni, musi być grzeczna.
Grzeczna nie była znikając na cały dzień i wracając w środku nocy w towarzystwie mężczyzny. Z drugiej strony, jeszcze mniej grzeczna i w gorszej sytuacji byłaby, gdyby wróciła sama. Asakura trochę poprawił jej położenie upierając się, że musi porozmawiać z jej babcią i że koniecznie chce być w stałym kontakcie z czarownicami, a Natalia świetnie się do tego nada.
Konsekwencje jednak i tak poniesie. Jej ostatnia przyjaciółka, Ellen, chyba już poniosła - zegarek wskazywał 7.10, czyli powinna ją obudzić 10 minut temu. Nie zrobiła tego, więc pewnie ją gdzieś oddelegowano i nigdy więcej się nie spotkają...
Natalii było trochę żal Ellen. W końcu nie było winą dziewczyny, że spędziły ten dzień poza domem, późny powrót też nie. Co jakaś młoda czarownica może narzucić księżniczce, która nie potrafi się zachować?
Harmanówna wiedziała, że tego nie potrafi. To znaczy etykietę, konwenanse i tak dalej znała doskonale. Nawet właśnie dawała temu przykład zakładając elegancką sukienkę i żakiet. Ładne, jasne, gustowne, doskonale leżące, ale jednocześnie bardzo skromne. Idealne dla młodej dziewczyny z dobrego domu, podobnie jak naturalny makijaż. Żadne ostre lub ciemne barwy, które są tak modne wśród młodych czarownic, a które budzą niechęć starszego pokolenia.
Tylko że to za mało, by kogokolwiek udobruchać. Natalia wie, że aby Krąg Starszych przekonać do siebie, musiałaby się urodzić na nowo i z inną osobowością. Parę lat temu narozrabiała, potem poprawiła takimi ekscesami jak wyjścia na cały dzień, niesłuchanie poleceń i kilka innych rzeczy, jakie normalnie zostałyby zrzucone na karb klasycznej, nastoletniej nieodpowiedzialności, może bunt, a u niej urosły do rangi zdrady.
Zdrady wymuszonej przez babcię. Natalia wiedziała, że babcia nie pozwoli jej zniszczyć i wysłać do jakiegoś klasztoru czy coś w ten deseń, ale naprawdę przestawała rozumieć, dlaczego ta urocza staruszka nakazuje, by jej wnuczka narażała się na tak wielką niechęć ze strony kręgu.
- Babko. - Dygnęła stając na przeciw babci. 
Strasznie nie lubiła zostawać z nią sam na sam, ale cieszyła się, że nie ma jeszcze nikogo z Kręgu. Surowe spojrzenie pani Harman budziło grozę w każdym, a jeśli dołączały do niego należące do innych, znacznie bardziej wrogich czarownic, Natalia miała ochotę schować się za dowolnym, blisko znajdującym się przedmiotem. Niestety, w gabinecie nawet nie było dość przedmiotów, za którymi można się schować. Stół, kilka krzeseł i duże biurko nie pozwalają na takie luksusy.
- Spóźniłaś się.
- Przepraszam. 
Nie próbowała się tłumaczyć, to nie miało sensu.
- Pilnuj lepiej czasu, ostatnio strasznie ci ucieka. Dobrze, że przekazałaś informacje Asakurze. Tymi starymi wiedźmami z Kręgu się nie przejmuj, kiedyś zrozumieją...
Pewnie. Kiedyś zrozumieją. W grobie, ale oby ona lub jej babka nie znalazły się tam wcześniej. Kiedyś zastanawiała się, czy gorzej byłoby jej umrzeć, czy gdyby to jej babka umarła najpierw. Doszła do wniosku, że przeżycie babci byłoby o wiele gorsze, bo bardzo szybko trafiłaby w jakieś mało przyjemne miejsce na zawsze.
- Musisz pamiętać, że obowiązki przede wszystkim - kontynuowała stara czarownica - więc oczekuję od ciebie pełnej lojalności. Kontaktuj się z Asakurą, choć nigdy nie zostawaj z nim sama, przekazuj co trzeba, ale... Słuchaj go. Zawsze, nie tylko gdy do ciebie mówi, a przede wszystkim kiedy nie mówi wcale. To najważniejsze, bo kto wie, czego unikniemy wiedząc o wszystkim. Nie ufam mu, ty też nie powinnaś...
A więc zgodę na współpracę z Asakurą otrzymała tylko po to, by móc go szpiegować. Interesujące, tylko co ma w takich okolicznościach zrobić? Być wierną Kręgowi czy Hao? W zasadzie żadnej ze stron nie ufała i od żadnej nie oczekiwała nic dobrego. Pytanie tylko, co bardziej się jej opłaci. Czarownice niby są swoje, teoretycznie nawet może ma szanse na jakąś karierę przy nich, zwłaszcza, że Hao już kilka razy musiał się odradzać... Tylko jak na razie niewiele dobrego ją spotyka od własnej rasy, a przy Asakurze może się coś zmienić. Chociaż ile wart jest taki zdrajca, jak ona?
Może powinna po prostu wszystko rzucić i zniknąć...

Demon nie był zachwycony rozwojem wypadków. Wiedział, że Yoh poszedł do Wyrzutków, wiedział już też, że przyjaciele Asakury domyślają się, że Hao żyje. Jeszcze nie podjęli żadnych działań, ale to tylko kwestia czasu. Postanowił trochę wszystko przyśpieszyć. Wprawdzie, gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy, ale on przecież nie jest człowiekiem, a diabeł zdecydowanie będzie miał się czego cieszyć...
Zdalnie zmienił konfigurację pewnego małego urządzenia ukrytego pod stołem w Dobie. Jeszcze tylko kilka godzin...

Dom Yoh zawsze przypominał dom wariatów i nie można w nim było nawet marzyć o chwili spokoju, ale to, co działo się przez ostatnią dobę przekroczyło granice wytrzymałości Rena. To już nawet nie był ten etap, kiedy miał ochotę wszystkich wymordować. Teraz po prostu siedział gapiąc się w ścianę i zastanawiając co jeszcze może się wydarzyć, a nawet jednorożce wpadające na partyjkę brydża nie zaskoczyłyby go.
Najpierw zniknął Yoh. Przeszukali cały dom i ogród, popytali sąsiadów, biegali po okolicy jak wariaci i nie znaleźli nawet śladu Asakury.
Potem, jak już było późno, pod dom zajechała limuzyna. Pomyślał, że to jego siostra, ale nie. Był to ojciec Manty, który wpadł do domu szukając syna, wyzywając ich od degeneratów sprowadzających na złą drogę jego syna, grożąc procesem za porwanie syna i drugim, specjalnie dla Tao za jakieś interesy z przeszłości, które nie wyszły. Bo on ma dobrego syna! Mówił już, że syna? Jedynego?
Manta się zirytował i zdecydował postawić ojcu. Mosuke chciał pomóc, kontrola ducha i tak dalej, ale Manta jest słaby, więc szybko padł i nie mógł nawet wstać. Pan Oyamada wpadł w panikę, chciał wzywać karetkę, ratować syna i nikogo nie chciał słuchać, bo syn. Uznał chyba, że naćpali Mantę czy coś w ten deseń, bo nie poznawał dotąd grzecznego syna... I w tym momencie Tokagero puściły nerwy, aż dziwne, że tyle wytrzymał. Przypomniał sobie parę sztuczek z kręgielni, więc światła zaczęły gasnąć i zapalać się na powrót, książki latały, wyskoczyły skądś jakieś miotły i zaczęły tańczyć po salonie, a że duchom od lat mieszkającym w domu się nudziło, to trochę podzwoniły łańcuchami. Koniec końców karetka rzeczywiście się przydała, ale dla pana Oyamady. Manta pojechał z nim, bo choć podobno nic poważnego się nie stało, to martwił się o ojca. Tao nie byłby na jego miejscu tak wyrozumiały, ale on nie ma serca.
Ren wstał rano... No, koło południa. Noc jednak była tak emocjonująca, że nawet on postanowił trochę pospać. Tu nastąpiło kolejne zdziwienie, bo Anny nigdzie nie było widać. Podobno zniknęła jeszcze wieczorem, co nawet wyjaśnia, dlaczego nie interweniowała, gdy pan Oyamada robił dantejskie sceny w jej salonie. Że też nikt wtedy nie zwrócił na to uwagi... W każdym razie dotąd jej nie ma, choć minęła doba. Tao próbował się dodzwonić na jej komórkę, ale była wyłączona, w Izumo nikt nic nie wiedział... Ren zaczynał myśleć, że dom Asakurów to jakiś Trójkąt Bermudzki, tak wszyscy znikają. Pozostał tylko on, Ryu i duchy. Nikt nie wiedział, co robić...

Hao od rana bolała głowa, chwilami miał nawet zawroty, ale nie przeszkodziło mu to w spotkaniu z Wyrzutkami. Uzgodnił, że Yoh pozostanie na razie w ich domu, bo tam będzie najbezpieczniejszy i nikomu nie zaszkodzi. Potem chwilę rozmawiał z uczniami i postanowił odpocząć. Ten ból głowy, to z pewnością ze zmęczenia. Prawie nie spał, mało zjadł i teraz musi to odpokutować. Zdrzemnie się, zje coś i będzie dobrze...
Tak przynajmniej myślał kładąc się, ale kilka godzin później obudził go straszny ból w piersi. Odruchowo przycisnął dłoń do serca i ze zdziwieniem odkrył, że bije spokojnie, miarowo. Nie mogło być przyczyną bólu, a szaman czuł...

...jakby ktoś wyrywał mu duszę. Yoh raz już to przeżył i potrafił rozpoznać ten koszmarny ból. Tylko teraz nikogo w pobliżu nie było, nikt nie chciał jego duszy. Bo po co komu takie bezwartościowe coś?
Tylko jakim cudem tak strasznie boli go w piersi? Zupełnie jak wtedy...


No tak, wiem, kiedy był ostatni rozdział i kiedy miał być kolejny, ale nie wyszło. Co do kolejnego, to sama się zdziwię, jeśli pojawi się przed drugą połową czerwca: pracę magisterką fajnie byłoby napisać, praktyki znaleźć, a i zaliczenie semestru na obydwu kierunkach brzmi kusząco. Prawdę mówiąc parę razy złapałam się w trakcie pisania tego rozdziału, że próbuję go przekładać na staropolski, więc marnie widzę dalsze pisanie w najbliższym czasie xD
Ale cieszę się, że jest Was coraz więcej, bardzo miło się czyta Wasze komentarze i że jeszcze ktoś pamięta moje dawne opowiadania. Mam nadzieję, że ostatecznie Was nie zawiodę :)

niedziela, 3 kwietnia 2016

4. Przykre niespodzianki

Natalia nie przypuszczała, że będzie aż tyle czekała na Asakurę i zaczynało ją to niepokoić. Jego spotkanie odbywało się w południe i zakładała, że zaraz po nim przybędzie do oazy, tymczasem zbliżał się wieczór, a Hao wciąż nie było. Niedługo będzie musiała wracać do domu, już z pewnością zauważono jej nieobecność, a ta nie powinna się zbytnio przedłużać. Mimo wszystko postanowiła jeszcze chwilę zaczekać. Kilka minut, może pół godziny... Zresztą, uczniowie Asakury byli niedaleko, więc i on sam zapewne wkrótce przybędzie. Chyba...

Lyserg nie wiedział jakim cudem udało mu się tak szybko załatwić lot i przebyć pół świata, na dodatek w taki sposób, że żaden z Wyrzutków nawet nie próbował go zatrzymać. Może jeszcze nie wiedzieli o jego wycieczce, choć w to wątpił. Wszystko można powiedzieć o tej organizacji, ale nie to, że czegoś nie wie o swoich członkach. Byli nieustannie inwigilowani i Diethel czasem sądził, że ktoś co wieczór zdaje Jeanne raport o ilości oddechów, które wziął danego dnia. Musieli wiedzieć, że odszedł i z pewnością domyślali się dlaczego, choć raczej nikt nie wiedział, że Go spotkał. Z całą pewnością nie powinien nawet wiedzieć o Jego obecności.
Odkąd wyszedł z lotniska biegł i łapał stopa modląc się, by dotrzeć do celu jak najszybciej. Przerwę robił tylko po to, by upewnić się, że idzie w dobrym kierunku i rzeczywiście znajdzie tych, których potrzebuje. Jakoś nie przyszło mu do głowy, że u celu może czekać go coś przykrego... A powinno.

Z nadejściem wieczoru zerwał się wiatr. Był zimny i choć początkowo sprawiał pewną przyjemność wszystkim, którzy byli na pustyni, bardzo szybko stał się równie uciążliwy, co wcześniej palące słońce. Może nawet bardziej, bo unoszone wiatrem drobinki piasku wpadały do oczu i nielitościwie kuły spaloną słońcem skórę.
Na szczęście oaza była już niedaleko. Jej zieleń wyróżniała się wśród piasku z daleka i wydawała się niemal nierzeczywista. Była upragnionym celem, w którym powinien na nich czekać mistrz.
A jednak nie czekał, w oazie za to były dwie dziewczyny. Jedną szamani znali z widzenia, o drugiej widzieli trochę więcej: że ma na imię Natalia, jest jakąś księżniczką i od dawna zna Hao. Pewni byli też, że jej pojawienie się zwiastuje ciekawe wydarzenia...

Hao wiedział, że uczniowie z pewnością dotarli już do oazy i czekają tam na niego, jednak nie miał ochoty do nich wracać. Szum ich myśli, który cały czas otaczał go w obozowisku, był nieprzyjemny. Oczywiście, przy tak wielu osobach nie był w stanie rozpoznać myśli konkretnych osób bez skupiania się, ale całkiem wyciszyć ich napływu też nie potrafił. 
Teraz potrzebował ciszy, spokoju. Musiał pomyśleć. Przeanalizować, co się działo w ostatnich dniach, miesiącach... Wiekach. Czuł, że zawalił, ale nie teraz tylko tysiąc lat temu. Nie do końca jeszcze w to wierzył, chciał dowodu swojego błędu. Przecież nie może zawalić całego planu tylko dlatego, że ma przeczucie czegoś nieokreślonego. To absurd, tysiąc lat pracy wzięłoby w łeb, a on może się teraz mylić.
Tylko skąd taki dowód wziąć?
Nad tym myślał od spotkania i jak dotąd nic nie wymyślił. Pozostaje mu chyba tylko powrót do obozu i czekanie na rozwój wydarzeń. Przecież coś musi się stać. Coś, co go natchnie.
Powiedzieć, że w ostatnich dniach jego nastrój był zły, to jakby powiedzieć o dzisiejszym upale na pustyni, że temperatura była trochę wyższa niż w najzimniejszym dniu najzimniejszego miejsca Syberii, dlatego dla pewnej osoby świat miał się wkrótce skończyć...

W oazie najpierw pojawili się uczniowie Hao. Powitali ją uprzejmie, rzucili kilka zaciekawionych spojrzeń Ellen, ale na tym kontakty między nimi się zakończyły. Natalia wciąż siedziała w tym samym miejscu, co przez cały dzień, Ellen spoglądała na nią od czasu do czasu z gniewem, ale nie śmiała nic powiedzieć, natomiast uczniowie Asakury zaczęli rozkładać obóz.
Na szczęście Hao nie kazał czekać na siebie zbyt długo i przybył kilka minut po swoich uczniach. Obecność Natalii odnotował z pewnym zaskoczeniem, którego jednak nie okazał. Przywitał się, przeprosił ją na kilka minut, tłumacząc, że ma sprawę do swoich uczniów.
I miał, niemałą.
- Jak wszyscy wiecie - zaczął - wciąż znajdujemy się na początku długiej drogi. Przed nami wielkie i doniosłe wydarzenia, które rozegrają się w ciągu kilku najbliższych dni. Problem w tym, że niektórzy z was zaczynają we mnie wątpić. Zwątpienia nie toleruję. Jeśli ktoś nie ma w sobie dość odwagi i poświęcenia, by dążyć do celu, to nie jest godzien miejsca w moim Królestwie. Przypominam, że każdy z was przysięgał mi lojalność, tymczasem myślicie o odejściu. Więc proszę, odejdźcie. Kanno, rano ma cię tu nie być. Wszystkich, którzy myśleli dziś o odejściu, również. Nie ma dla was miejsca w Królestwie Szamanów, ale daruję wam życie. 
Przynajmniej na razie...

Kanna tak naprawdę nie myślała o ucieczce. Nigdy z własnej woli nie opuściłaby Asakury. Nawet jej dzisiejsze myśli nie były na poważnie. W końcu to były tylko myśli, takie same jak marzenia po trudnym sprawdzianie i niesprawiedliwej ocenie, by matematyczka wpadła pod samochód. Myśl, nie czyn, nie decyzja, coś ulotnego i tak naprawdę nieistotnego. Myśli same w sobie rzadko cokolwiek znaczą, są podyktowane przez aktualne emocje i znikają wraz z nimi. Tymczasem Kanna właśnie ponosi ich konsekwencje... I nie prosi o wybaczenie. Nie prosi o możliwość pozostania. Nie prosi o nic.
Nie pozwala jej duma? A może pewność, że Asakura się nie zgodzi? Lub zmieni zdanie i ją zabije?
To wie tylko ona, ale nie dzieli się tym z nikim. Nie zdradza tego nawet najbliższym przyjaciółkom przy pożegnaniu.
One zostają. Wierne, żywe, z nadzieją patrzące w przyszłość. Kanna im zazdrości, ale w głębi duszy zawsze wiedziała, że tak się to skończy. Nie potrafi odnaleźć swojego miejsca. Nieważne gdzie i kiedy próbowała, zawsze prędzej czy później coś psuła i to, co uznawała za pewne, znikało.
Teraz czas na zniknięcie mistrza i przyjaciół. Trudno. Nie będzie płakać, nie pokaże, że ją to obchodzi. Przywykła.
Tylko jakiś żal ściska jej serce, dusząca gula rośnie w gardle z każdym krokiem, który oddala ją od oazy. W końcu nie potrafi opanować łez, ale mimo to idzie przed siebie i ani razu nie patrzy wstecz.

Powiedzieć, że Natalia była zdziwiona to mało. Hao nigdy się tak nie zachowywał, nie podejmował tak pochopnych decyzji. Bywał szorstki, bezlitosny i okrutny, ale nie w stosunku do swoich uczniów. Zawsze był w stanie naprawdę dużo im wybaczyć, więc co się teraz zmieniło? Przestraszył ją odprawieniem Kanny i zaczęła martwić się o siebie. Skoro do bliskich tak się odnosił, to jak może potraktować ją?
Dla uspokojenia zaczęła wygładzać białą sukienkę. Cały dzień starała się nie pobrudzić i nie wygnieść ubrania, ale nie do końca jej wyszło. U dołu pojawiło się kilka zagnieceń, była też pewna, że po wstaniu będzie miała szarą plamę na tyłku. W sumie, to i tak lepiej niż zieloną, trawę trudno sprać...
Jakże cieszyła się, że nadchodzący Asakura nie jest w stanie słyszeć jej myśli. Szkolenie z osłony umysłu było jednym z najważniejszych i najbardziej użytecznych w jej życiu. Dzięki niemu Hao nie wie, że wzbudził jej niepokój, nie wie też, jak bardzo irracjonalne są jej myśli w tej chwili. Martwić się sukienką, kiedy życie może być zagrożone... Pokręciła głową nad swoją głupotą.
- Co cię sprowadza? - pytanie Asakury wyrwało ją z zamyślenia. Nie zauważyła kiedy podchodził. Przez chwilę milczała patrząc jak siada.
- Babcia się martwi, że wszystko rozwija się zbyt szybko - zaczęła. Była dumna z siebie. Głos, mimo zdenerwowania nawet jej nie zadrżał, sądziła też, słusznie zresztą, że udało jej się zapanować nad mimiką. Asakura nie miał powodu podejrzewać, że coś ją niepokoi... Lata nauki nie poszyły na marne. - Ma też niepokojące wizje, Dawne Moce są niespokojne i trudno nad nimi zapanować.
- Uważa, że naruszyliśmy równowagę?
- To możliwe.
Hao przez chwilę wpatrywał się w źródło na przeciwko i myślał. Kto jak kto, ale czarownice bardzo ufają swoim wizjom. Nie ma w tym nic dziwnego, w końcu moc, ta prawdziwa, pierwotna, pochodząca od bogów, jest ich częścią. Prawdopodobnie potrafią lepiej i szybciej wyczuć niebezpieczeństwo niż on sam, a pani Harman, babka Natalii, jest w tej chwili jedną  z najsilniejszych czarownic. Jej wizje z pewnością trzeba wziąć pod uwagę, może nawet powinien się z nią spotkać osobiście...
- A ty, Natalio? Jak uważasz?
- Moje zdanie nie ma znaczenia.
- A jednak o nie pytam - Asakura spojrzał jej w oczy - i nie twierdziłbym, że zdanie jednej z ostatnich Harmanów nie ma znaczenia. 
- Nie ma go, bo bez względu na to jakie nazwisko noszę i czyją wnuczką jestem, po Grecji nie zajmę żadnego stanowiska wśród czarownic, zawsze już będę na marginesie. Ale uważam, że równowaga została naruszona, choć nie teraz. Naruszono ją tysiąc lat temu, kiedy przeprowadziliście pierwszy atak na Króla Duchów. Osłabiając jego moc i zdolności daliście możliwość rozwinięcia siły... -wykonała nieokreślony ruch ręką w myślach szukając odpowiedniego określenia - temu drugiemu. On teraz jest silniejszy, a Król Duchów stał się tylko marionetką, niezdolną obronić nawet siebie a co dopiero świat i równowagę...
Powiedziała to. Naprawdę to powiedziała. Aż nie mogła uwierzyć w swoją głupotę. Równie dobrze mogłaby wprost nazwać Asakurę idiotą, który celowo niszczy świat prze Króla...
- Też zaczynam się tego obawiać.
Przez chwilę myślała, że się przesłyszała. Spojrzała na Asakurę, ale ten znów wpatrywał się w źródło. Słońce już prawie zaszło, ale ostatnie czerwone promienie oświetlały jego sylwetkę, nadając jej upiorną barwę.
Milczał przez chwilę, ale w końcu zdecydował się podjąć rozmowę.
- Myślę jednak, że nie przyszłaś tylko po to, by porozmawiać o równowadze.
- Faktycznie... Chodzi o... twojego brata.
- Yoh? Cóż on w sobie ma, że budzi zainteresowanie czarownic?
- Kawałek twojej duszy. Na dodatek w tej chwili jest w...
Przerwało jej nagłe poruszenie wśród uczniów Hao. Niektórzy coś krzyczeli, inni chwytali za broń... Natalia patrzyła na to ze zdumieniem, tym większym, że Hao uśmiechnął się złośliwie.
- Wygląda na to, że mamy gościa - podniósł się, otrzepał spodnie i podał rękę Natalii. - Pozwolisz? Myślę, że to cię zainteresuje.
Z tym nie zamierzała się kłócić. Jeśli Asakura twierdził, że coś ją zainteresuje, to z pewnością tak będzie. 
Uczniowie Hao otaczali kręgiem klęczącego chłopaka. Rozstąpili się, by przepuścić Hao i jego towarzyszkę, po czym krąg znów się zamknął. Ilość potencjalnie niebezpiecznych narzędzi wycelowanych w klęczącego była zatrważająca, ale mimo to nie dobył broni. Cóż, to i tak nie miało sensu.
Sensu nie miało też to, że patrzył na Hao Asakurę, czyli znienawidzonego szaman, który powinien nie żyć. W końcu sam widział jego śmierć!
- Lyserg, co cię sprowadza? - głos Hao zabrzmiał niemal serdecznie, jakby wiatał dawno niewidzianego przyjaciela.
Diethel przez chwilę wpatrywał się w niego nie wiedząc, co powiedzieć. Asakura był zły, a żar w piersi Lyserga, ten, który utożsamiał z pragnieniem zemsty, na nowo  się rozpalił.
Z drugiej strony był Yoh. To dla niego tu przyszedł. Liczył wprawdzie na pomoc ze strony uczniów Hao, a nie jego samego, ale skoro tak... Nie miał wyjścia. Musiał prosić o pomoc swojego wroga. Może to i lepiej, skoro Hao został zbity a mimo to żyje, jak w jakimś filmie w stylu "zabili go i uciekł". Widocznie jest silniejszy niż się spodziewali. Siła będzie potrzebna, a zemsta może poczekać.
- Yoh jest uwięziony w siedzibie Wyrzutków. Sam tam przyszedł.
Kawałki łamigłówki właśnie wskoczyły na swoje miejsce. Hao przez chwilę zastanawiał się jeszcze nad prawdopodobieństwem takiego rozwiązania, ale miał przy sobie kogoś, kto prawdopodobnie potrafił wszystko wyjaśnić. 
Szybko odwrócił się do Natalii, odruchowo mocniej ściskając jej dłoń.
- To chciałaś powiedzieć? Że Yoh jest u Wyrzutków? Marco, skoro nie mógł się ze mną skontaktować bezpośrednio, przekazał informacje demonowi, a on miał ją przekazać mnie... I nie zrobił tego. Stąd Marco pytał mnie dziś, co zrobić z Yoh... Zakładał, że wiem, gdzie jest...
Natalia nie musiała odpowiadać. Hao już wiedział.


Jest i rozdział. Za tydzień wybieram się do Poznania na Pyrkon, więc kolejny będzie najprędzej za dwa tygodnie ;)