niedziela, 3 kwietnia 2016

4. Przykre niespodzianki

Natalia nie przypuszczała, że będzie aż tyle czekała na Asakurę i zaczynało ją to niepokoić. Jego spotkanie odbywało się w południe i zakładała, że zaraz po nim przybędzie do oazy, tymczasem zbliżał się wieczór, a Hao wciąż nie było. Niedługo będzie musiała wracać do domu, już z pewnością zauważono jej nieobecność, a ta nie powinna się zbytnio przedłużać. Mimo wszystko postanowiła jeszcze chwilę zaczekać. Kilka minut, może pół godziny... Zresztą, uczniowie Asakury byli niedaleko, więc i on sam zapewne wkrótce przybędzie. Chyba...

Lyserg nie wiedział jakim cudem udało mu się tak szybko załatwić lot i przebyć pół świata, na dodatek w taki sposób, że żaden z Wyrzutków nawet nie próbował go zatrzymać. Może jeszcze nie wiedzieli o jego wycieczce, choć w to wątpił. Wszystko można powiedzieć o tej organizacji, ale nie to, że czegoś nie wie o swoich członkach. Byli nieustannie inwigilowani i Diethel czasem sądził, że ktoś co wieczór zdaje Jeanne raport o ilości oddechów, które wziął danego dnia. Musieli wiedzieć, że odszedł i z pewnością domyślali się dlaczego, choć raczej nikt nie wiedział, że Go spotkał. Z całą pewnością nie powinien nawet wiedzieć o Jego obecności.
Odkąd wyszedł z lotniska biegł i łapał stopa modląc się, by dotrzeć do celu jak najszybciej. Przerwę robił tylko po to, by upewnić się, że idzie w dobrym kierunku i rzeczywiście znajdzie tych, których potrzebuje. Jakoś nie przyszło mu do głowy, że u celu może czekać go coś przykrego... A powinno.

Z nadejściem wieczoru zerwał się wiatr. Był zimny i choć początkowo sprawiał pewną przyjemność wszystkim, którzy byli na pustyni, bardzo szybko stał się równie uciążliwy, co wcześniej palące słońce. Może nawet bardziej, bo unoszone wiatrem drobinki piasku wpadały do oczu i nielitościwie kuły spaloną słońcem skórę.
Na szczęście oaza była już niedaleko. Jej zieleń wyróżniała się wśród piasku z daleka i wydawała się niemal nierzeczywista. Była upragnionym celem, w którym powinien na nich czekać mistrz.
A jednak nie czekał, w oazie za to były dwie dziewczyny. Jedną szamani znali z widzenia, o drugiej widzieli trochę więcej: że ma na imię Natalia, jest jakąś księżniczką i od dawna zna Hao. Pewni byli też, że jej pojawienie się zwiastuje ciekawe wydarzenia...

Hao wiedział, że uczniowie z pewnością dotarli już do oazy i czekają tam na niego, jednak nie miał ochoty do nich wracać. Szum ich myśli, który cały czas otaczał go w obozowisku, był nieprzyjemny. Oczywiście, przy tak wielu osobach nie był w stanie rozpoznać myśli konkretnych osób bez skupiania się, ale całkiem wyciszyć ich napływu też nie potrafił. 
Teraz potrzebował ciszy, spokoju. Musiał pomyśleć. Przeanalizować, co się działo w ostatnich dniach, miesiącach... Wiekach. Czuł, że zawalił, ale nie teraz tylko tysiąc lat temu. Nie do końca jeszcze w to wierzył, chciał dowodu swojego błędu. Przecież nie może zawalić całego planu tylko dlatego, że ma przeczucie czegoś nieokreślonego. To absurd, tysiąc lat pracy wzięłoby w łeb, a on może się teraz mylić.
Tylko skąd taki dowód wziąć?
Nad tym myślał od spotkania i jak dotąd nic nie wymyślił. Pozostaje mu chyba tylko powrót do obozu i czekanie na rozwój wydarzeń. Przecież coś musi się stać. Coś, co go natchnie.
Powiedzieć, że w ostatnich dniach jego nastrój był zły, to jakby powiedzieć o dzisiejszym upale na pustyni, że temperatura była trochę wyższa niż w najzimniejszym dniu najzimniejszego miejsca Syberii, dlatego dla pewnej osoby świat miał się wkrótce skończyć...

W oazie najpierw pojawili się uczniowie Hao. Powitali ją uprzejmie, rzucili kilka zaciekawionych spojrzeń Ellen, ale na tym kontakty między nimi się zakończyły. Natalia wciąż siedziała w tym samym miejscu, co przez cały dzień, Ellen spoglądała na nią od czasu do czasu z gniewem, ale nie śmiała nic powiedzieć, natomiast uczniowie Asakury zaczęli rozkładać obóz.
Na szczęście Hao nie kazał czekać na siebie zbyt długo i przybył kilka minut po swoich uczniach. Obecność Natalii odnotował z pewnym zaskoczeniem, którego jednak nie okazał. Przywitał się, przeprosił ją na kilka minut, tłumacząc, że ma sprawę do swoich uczniów.
I miał, niemałą.
- Jak wszyscy wiecie - zaczął - wciąż znajdujemy się na początku długiej drogi. Przed nami wielkie i doniosłe wydarzenia, które rozegrają się w ciągu kilku najbliższych dni. Problem w tym, że niektórzy z was zaczynają we mnie wątpić. Zwątpienia nie toleruję. Jeśli ktoś nie ma w sobie dość odwagi i poświęcenia, by dążyć do celu, to nie jest godzien miejsca w moim Królestwie. Przypominam, że każdy z was przysięgał mi lojalność, tymczasem myślicie o odejściu. Więc proszę, odejdźcie. Kanno, rano ma cię tu nie być. Wszystkich, którzy myśleli dziś o odejściu, również. Nie ma dla was miejsca w Królestwie Szamanów, ale daruję wam życie. 
Przynajmniej na razie...

Kanna tak naprawdę nie myślała o ucieczce. Nigdy z własnej woli nie opuściłaby Asakury. Nawet jej dzisiejsze myśli nie były na poważnie. W końcu to były tylko myśli, takie same jak marzenia po trudnym sprawdzianie i niesprawiedliwej ocenie, by matematyczka wpadła pod samochód. Myśl, nie czyn, nie decyzja, coś ulotnego i tak naprawdę nieistotnego. Myśli same w sobie rzadko cokolwiek znaczą, są podyktowane przez aktualne emocje i znikają wraz z nimi. Tymczasem Kanna właśnie ponosi ich konsekwencje... I nie prosi o wybaczenie. Nie prosi o możliwość pozostania. Nie prosi o nic.
Nie pozwala jej duma? A może pewność, że Asakura się nie zgodzi? Lub zmieni zdanie i ją zabije?
To wie tylko ona, ale nie dzieli się tym z nikim. Nie zdradza tego nawet najbliższym przyjaciółkom przy pożegnaniu.
One zostają. Wierne, żywe, z nadzieją patrzące w przyszłość. Kanna im zazdrości, ale w głębi duszy zawsze wiedziała, że tak się to skończy. Nie potrafi odnaleźć swojego miejsca. Nieważne gdzie i kiedy próbowała, zawsze prędzej czy później coś psuła i to, co uznawała za pewne, znikało.
Teraz czas na zniknięcie mistrza i przyjaciół. Trudno. Nie będzie płakać, nie pokaże, że ją to obchodzi. Przywykła.
Tylko jakiś żal ściska jej serce, dusząca gula rośnie w gardle z każdym krokiem, który oddala ją od oazy. W końcu nie potrafi opanować łez, ale mimo to idzie przed siebie i ani razu nie patrzy wstecz.

Powiedzieć, że Natalia była zdziwiona to mało. Hao nigdy się tak nie zachowywał, nie podejmował tak pochopnych decyzji. Bywał szorstki, bezlitosny i okrutny, ale nie w stosunku do swoich uczniów. Zawsze był w stanie naprawdę dużo im wybaczyć, więc co się teraz zmieniło? Przestraszył ją odprawieniem Kanny i zaczęła martwić się o siebie. Skoro do bliskich tak się odnosił, to jak może potraktować ją?
Dla uspokojenia zaczęła wygładzać białą sukienkę. Cały dzień starała się nie pobrudzić i nie wygnieść ubrania, ale nie do końca jej wyszło. U dołu pojawiło się kilka zagnieceń, była też pewna, że po wstaniu będzie miała szarą plamę na tyłku. W sumie, to i tak lepiej niż zieloną, trawę trudno sprać...
Jakże cieszyła się, że nadchodzący Asakura nie jest w stanie słyszeć jej myśli. Szkolenie z osłony umysłu było jednym z najważniejszych i najbardziej użytecznych w jej życiu. Dzięki niemu Hao nie wie, że wzbudził jej niepokój, nie wie też, jak bardzo irracjonalne są jej myśli w tej chwili. Martwić się sukienką, kiedy życie może być zagrożone... Pokręciła głową nad swoją głupotą.
- Co cię sprowadza? - pytanie Asakury wyrwało ją z zamyślenia. Nie zauważyła kiedy podchodził. Przez chwilę milczała patrząc jak siada.
- Babcia się martwi, że wszystko rozwija się zbyt szybko - zaczęła. Była dumna z siebie. Głos, mimo zdenerwowania nawet jej nie zadrżał, sądziła też, słusznie zresztą, że udało jej się zapanować nad mimiką. Asakura nie miał powodu podejrzewać, że coś ją niepokoi... Lata nauki nie poszyły na marne. - Ma też niepokojące wizje, Dawne Moce są niespokojne i trudno nad nimi zapanować.
- Uważa, że naruszyliśmy równowagę?
- To możliwe.
Hao przez chwilę wpatrywał się w źródło na przeciwko i myślał. Kto jak kto, ale czarownice bardzo ufają swoim wizjom. Nie ma w tym nic dziwnego, w końcu moc, ta prawdziwa, pierwotna, pochodząca od bogów, jest ich częścią. Prawdopodobnie potrafią lepiej i szybciej wyczuć niebezpieczeństwo niż on sam, a pani Harman, babka Natalii, jest w tej chwili jedną  z najsilniejszych czarownic. Jej wizje z pewnością trzeba wziąć pod uwagę, może nawet powinien się z nią spotkać osobiście...
- A ty, Natalio? Jak uważasz?
- Moje zdanie nie ma znaczenia.
- A jednak o nie pytam - Asakura spojrzał jej w oczy - i nie twierdziłbym, że zdanie jednej z ostatnich Harmanów nie ma znaczenia. 
- Nie ma go, bo bez względu na to jakie nazwisko noszę i czyją wnuczką jestem, po Grecji nie zajmę żadnego stanowiska wśród czarownic, zawsze już będę na marginesie. Ale uważam, że równowaga została naruszona, choć nie teraz. Naruszono ją tysiąc lat temu, kiedy przeprowadziliście pierwszy atak na Króla Duchów. Osłabiając jego moc i zdolności daliście możliwość rozwinięcia siły... -wykonała nieokreślony ruch ręką w myślach szukając odpowiedniego określenia - temu drugiemu. On teraz jest silniejszy, a Król Duchów stał się tylko marionetką, niezdolną obronić nawet siebie a co dopiero świat i równowagę...
Powiedziała to. Naprawdę to powiedziała. Aż nie mogła uwierzyć w swoją głupotę. Równie dobrze mogłaby wprost nazwać Asakurę idiotą, który celowo niszczy świat prze Króla...
- Też zaczynam się tego obawiać.
Przez chwilę myślała, że się przesłyszała. Spojrzała na Asakurę, ale ten znów wpatrywał się w źródło. Słońce już prawie zaszło, ale ostatnie czerwone promienie oświetlały jego sylwetkę, nadając jej upiorną barwę.
Milczał przez chwilę, ale w końcu zdecydował się podjąć rozmowę.
- Myślę jednak, że nie przyszłaś tylko po to, by porozmawiać o równowadze.
- Faktycznie... Chodzi o... twojego brata.
- Yoh? Cóż on w sobie ma, że budzi zainteresowanie czarownic?
- Kawałek twojej duszy. Na dodatek w tej chwili jest w...
Przerwało jej nagłe poruszenie wśród uczniów Hao. Niektórzy coś krzyczeli, inni chwytali za broń... Natalia patrzyła na to ze zdumieniem, tym większym, że Hao uśmiechnął się złośliwie.
- Wygląda na to, że mamy gościa - podniósł się, otrzepał spodnie i podał rękę Natalii. - Pozwolisz? Myślę, że to cię zainteresuje.
Z tym nie zamierzała się kłócić. Jeśli Asakura twierdził, że coś ją zainteresuje, to z pewnością tak będzie. 
Uczniowie Hao otaczali kręgiem klęczącego chłopaka. Rozstąpili się, by przepuścić Hao i jego towarzyszkę, po czym krąg znów się zamknął. Ilość potencjalnie niebezpiecznych narzędzi wycelowanych w klęczącego była zatrważająca, ale mimo to nie dobył broni. Cóż, to i tak nie miało sensu.
Sensu nie miało też to, że patrzył na Hao Asakurę, czyli znienawidzonego szaman, który powinien nie żyć. W końcu sam widział jego śmierć!
- Lyserg, co cię sprowadza? - głos Hao zabrzmiał niemal serdecznie, jakby wiatał dawno niewidzianego przyjaciela.
Diethel przez chwilę wpatrywał się w niego nie wiedząc, co powiedzieć. Asakura był zły, a żar w piersi Lyserga, ten, który utożsamiał z pragnieniem zemsty, na nowo  się rozpalił.
Z drugiej strony był Yoh. To dla niego tu przyszedł. Liczył wprawdzie na pomoc ze strony uczniów Hao, a nie jego samego, ale skoro tak... Nie miał wyjścia. Musiał prosić o pomoc swojego wroga. Może to i lepiej, skoro Hao został zbity a mimo to żyje, jak w jakimś filmie w stylu "zabili go i uciekł". Widocznie jest silniejszy niż się spodziewali. Siła będzie potrzebna, a zemsta może poczekać.
- Yoh jest uwięziony w siedzibie Wyrzutków. Sam tam przyszedł.
Kawałki łamigłówki właśnie wskoczyły na swoje miejsce. Hao przez chwilę zastanawiał się jeszcze nad prawdopodobieństwem takiego rozwiązania, ale miał przy sobie kogoś, kto prawdopodobnie potrafił wszystko wyjaśnić. 
Szybko odwrócił się do Natalii, odruchowo mocniej ściskając jej dłoń.
- To chciałaś powiedzieć? Że Yoh jest u Wyrzutków? Marco, skoro nie mógł się ze mną skontaktować bezpośrednio, przekazał informacje demonowi, a on miał ją przekazać mnie... I nie zrobił tego. Stąd Marco pytał mnie dziś, co zrobić z Yoh... Zakładał, że wiem, gdzie jest...
Natalia nie musiała odpowiadać. Hao już wiedział.


Jest i rozdział. Za tydzień wybieram się do Poznania na Pyrkon, więc kolejny będzie najprędzej za dwa tygodnie ;)

6 komentarzy:

  1. Wow! Tyle jestem z siebie wydukać w tym momencie. xD Mało inteligentnie zresztą, ale zaraz się ogarnę i zacznę bardziej treściwie. ^^

    Czarownice. ^^ Powinnam się tego u Ciebie spodziewać, w Twoich opowiadaniach często, jeśli nie zawsze, pojawiały się czarownice. :) Bardzo je lubię, żeby nie było, że mam coś przeciwko. :D Są mądre i często pojawiają się obok Hao. I przekazują mu istotne informacje, a to się chwali!
    O matko! Ja myślałam, że Lys leci, biegnie i łapie stopa na łeb na szyję, żeby dostać się do Tokio, do naszej wesołej gromadki. A tu co? Takie zaskoczenie, że wow! Nie spodziewałam się, że Lys przybiegnie szukać pomocy u Hao! To takie nie w jego stylu, ale ma sporo racji - skoro Asakura dalej żyje, to znaczy, że jest najpotężniejszym szamanem, a moc i możliwości odegrają tu sporą rolę. Tak myślę, chociaż ta zdolność została u mnie zaburzona przez efekt zaskoczenia. ^^"
    Ha, Hao i wątpliwości albo nie tyle wątpliwości, co dziwne przeczucie, że coś jednak jest nie takie jak powinno. I dobrze, może w końcu sięgnie po rozum do głowy, bo to wybijanie ludzkości w pień średnio mi się podoba. xD
    O rany! Wygonił Kannę? Przez myśli, których nie poparła czynem. To okrutne, nawet jak na Hao. Wydaje mi się, że postąpił zbyt pochopnie, ale jak dobrze wiemy duma i honor Kanny nie pozwolą na błaganie o przebaczenie, a duma i honor Hao od tak nie popchną go do tego, by znowu przyjął Kannę. Chociaż mogę się mylić, tyle efektu zaskoczenia w tym rozdziale, to i może mnie w kolejnych zadziwisz w podobny sposób.
    Hao posłuchaj się babci Natalii, że zaburzyłeś równowagę tysiąc lat temu. I nie tylko wtedy. -_-" Przy okazji masz swój dowód, którego tak szukałeś. Wystarczy się teraz umiejętnie tymi informacjami posłużyć, a kto jak kto, ale Hao raczej nie chce dopuścić do całkowitej dysharmonii w naturze, prawda?
    Yoh u X-Laws? Ja coś tak czułam po wypowiedzi Marco w poprzednim rozdziale... A to przebrzydłe gady w mundurach, ale i tak najbardziej przebrzydłym gadem jest ten demon. =_= Chętnie im wszystkim zrobię krzywdę, a przy okazji mam nadzieję, że Hao zrobi bardzo dużą krzywdę panu demonowi za nieprzekazanie tej jakże ISTOTNEJ informacji. Oj tak, krucjaty i inne takie byłyby mile widziane. xD
    To co? Teraz Haoś pójdzie najpierw skopać cztery litery demonowi, a później zabrać Yoh od Wyrzutków? Czy może najpierw zabrać Yoh, a później razem z braciszkiem pójdzie skopać cztery litery demonowi? XD Fajnie byłoby, ale wiem, że lepiej nie gdybać, bo jeszcze mnie nieraz zaskoczysz w tym opowiadaniu. :)

    O, czyli na Szarej Kawiarence można się spodziewać relacji z Pyrkonu? Sama nie mam okazji jeździć, więc takie relacje są dla mnie bardzo ciekawe i fajne. ^^

    Dwa tygodnie to nie jest taka odległa przyszłość. :D A też nie urwałaś w super ważnym momencie, chociaż zostałam z wieloma pytaniami. xD Tak czy inaczej - nie muszę długo czekać na kolejny rozdział. :)
    Pozdrawiam. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo, że są to dopiero 4 części, czuję się tak jakbym dopadła jakąś rewelacyjną książkę, od której nie mogę się odkleić, jakbym znalazła najnowszą książkę mojego ulubionego autora (tak na marginesie Carlos Ruiz Zafon), uwielbiam inteligentne pisanie a Twoje takie jest, zaplanowane do przodu, jakieś sekrety i jakże oryginalny pomysł przymierza Hao i Wyrzutków... *.* Jestem zachwycona i dawno nie byłam tak bardzo napalona na czytanie dalej, jak jestem w tym momencie :) Czuję, że wiele tu się może pozmieniać między bohaterami... I cieszę się, że zrobiłaś postęp od prologu a mianowicie są imiona :D żarcik :P tajemniczo i ciężko przewidzieć co będzie dalej... oj już czuje jak będę marudzić że przerywasz w interesujących momentach, że muszę tyyyyle czekać na następną część, którą pewnie przerwie w jeszcze bardziej interesującym momencie!!! Chyba jestem rozpieszczona bo lubię od razu wiedzieć co się będzie działo...
    Mimo to, że wszystko jest takie przewrotne, zaryzykuje i powiem że coś mi się wydaje iż Hao wyzna Yoh co się dzieje i to nim upłyną te "trzy dni" (brzmi jak w Ringu "umrzesz za 7 dni" xd) no ale ma nadzieje że nie pozabijasz ich tam :P nie spodziewam się że nawet jeśli Hao ruszy po Yoh to od razu będzie wielka braterska miłość, ale nie powiem że nie ucieszyłabym się gdyby jednak coś pozytywnego się stało bo na razie to same smutne emocje włącznie ze strachem i takim jakimś poddenerwowaniem u wszystkich ^^ i mimo że tak Cię wychwalam to mam jedno 'ale' nie podoba mi się zachowanie Anny, że tak zostawiła Yoh samopas, to nie w jej stylu... chyba że to ma głębszy sens to przepraszam :P
    Tyle na dziś, wybacz że nie komentowałam wcześniej, ale już postaram się być na bieżąco :)
    Pozdrowienia, tym razem już z niezaśnieżonych gór... chociaż jak tak patrzę to może jeszcze coś tam po szczytach zostało :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak tylko zobaczyłam, że powróciłaś do świata szamanów, przeczytałam wszystkie części od razu i, jejku, baaardzo mi się podoba. Tajemnice gonią tajemnice, Hao zyje i ma się dobrze (no, może wykluczając te obawy), historia naszych szamanów się rozkręca...
    Dobra, wdech,wydech i na spokojnie o ostatniej części:
    Trochę szkoda, że Kanna jest zbyt dumna, by się odezwać. I że żadna z jej towarzyszek nie zareagowała... no cóż...
    Lyserg i Hao to mieszanka wybuchowa, ich otoczenie powinno wyposażyć się w takie specjalne kombinezony używane przez saperów. Tak dla bezpieczeństwa.

    I Yoh... serio? Ludzie, chłopak się wycierpiał już, po grzyba jeszcze X-laws chcX-laws namieszać?

    Układy z demonami... o nie, oglądałam za dużo anime, żeby wiedzieć, że to nie tylko głupi, ale wręcz idiotyczny plan. Ale jeśli X-laws nie chcą żyć długo i szczęśliwie, to cóż, jasne, niech pędzą! Jeśli Marco będzie się wahał, chętnie mu pomogę *kopniak na drogę chyba wystarczy*

    Kończę tę wypowiedź bez ładu i składu, niech emocje opadną.
    Czekam na kolejne części!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ale kojarzę twojego nicku - możesz się przypomnieć? ;) Cieszę się, że Ci się podoba :)

      Usuń
  4. Ze strasznym opóźnieniem, ale w końcu zabieram się za czytanie i komentowanie.^^'

    Cóż to za niepunktualność, Hao? Nie wiesz, że to oznaka braku szacunku? A przynajmniej tako rzecze Ren. Choć rozumiem, ja na takiego Hao mogłabym czekać nawet i dłużej :3, no ale wciąż... Znając Ciebie coś musiało się wydarzyć i na pewno nie zgadnę, co. xD
    Lyserg naprawdę musi lubić solidne dawki adrenaliny, skoro tyle wytrzymał w tej organizacji. Banda psycholi... Już w anime i mandze byli wystarczająco creepy, a teraz, jak jeszcze dodałaś im całe to udawanie, sekretny sojusz z Hao i układy z demonami, to już w ogóle. Aż boję się myśleć, do czego mogą być zdolni w tym opowiadaniu...;-;
    Przemyślenia Hao są co najmniej niepokojące. Przeczuć szamana na jego poziomie, z jego umiejętnościami i doświadczeniem na pewno nie można ignorować. Zastanawiam się tylko, czy to one i towarzyszące im zdenerwowanie wpłynęły na decyzję Hao w sprawie Kanny. To nie było w porządku i faktycznie było do niego niepodobne. Zwłaszcza, że skoro zbliżają się kłopoty, to miło byłoby mieć jak najwięcej sprzymierzeńców po swojej stronie.
    Czarownice!:D W sumie tego akurat mogłam się po Tobie spodziewać. :D A jeśli będzie podobnie jak na Twoich poprzednich blogach, to Hao może mieć pewność, że się z nimi nie będzie nudził. xD Zresztą skoro sam zrobił krok w stronę przyznania się do błędu, to sprawa z naruszeniem równowagi musi być naprawdę poważna.^^''
    Hę? U... u Wyrzutków...?;-; Mój biedny Yoh jest u tych psycholi i w dodatku sam tam poszedł? No to teraz mnie zmartwiłaś.;-; Czy to jest już ten moment, w którym Hao ruszy tyłek i zacznie zachowywać się jak na brata przystało, to jest wyciągnie braciszka z siedziby tych sekciarzy? Serio mógłby, najwyższy czas. Skoro jego "wspaniali" współspiskowcy tak ładnie się wobec niego zachowują, to mógłby z łaski swojej w końcu obrać właściwą stronę. A już na pewno będzie to lepsze dla równowagi tego świata, o!

    Rozdział tajemniczy i pytaniogenny jak zawsze. :D Leę czytać następny.^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Robi się coraz ciekawiej, nie żeby poprzednie rozdziały były nudne, co to to nie. Teraz znamy trochę więcej faktów i to pozwala lepiej się wczuć w tekst niż sama tajemnicza tajemniczość.
    Yoh poszedł do X-Laws sam? To niesamowity zwrot akcji! Czyżby chciał się w ten sposób ukarać za zabicie brata?
    I dlaczego Lyserg udał się do uczniów Hao a nie do przyjaciół Yoh? Czyżby wiedział, że wśród nich jest ktoś fałszywy, podstawiony przez demona?
    Historia nabiera rumieńców, nie mogę przestać czytać.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane. Za wszystkie bardzo dziękuję!