sobota, 11 czerwca 2016

6. Pierwsze ofiary

- Yoh umiera!
Z takim okrzykiem do salonu, w którym popołudniową herbatę pili Marco i Jeanne wpadł Wyrzutek, który akurat pilnował Asakury.
Dowódcy organizacji na chwilę znieruchomieli, a w wyobraźni zobaczyli niezbyt przyjemne wizje tego, co zrobi z nimi Hao, jeśli jego bratu coś się stanie. Natychmiast zerwali się z foteli i upuszczając filiżanki pobiegli na górę. 
Nikt nie zwrócił uwagi na brzęk tłuczonej porcelany, nikt nie ratował puchatego dywanu, w który wsiąkała herbata. 
Gdzieś, z wyższych pięter słychać było okrzyki w stylu "idioci", "ratujcie go, gamonie". Kto i do kogo je kierował, trudno powiedzieć.

Wszyscy znają historię Turnieju. Wiadomo: pojawia się Gwiazda Przeznaczenia, z nią Gwiazda Zniszczenia i zaczyna się Turniej o tytuł Króla Szamanów, który ma uratować świat.
Nikt jednak nie zadaje sobie podstawowych pytań. Co jeśli Król nie zostanie wybrany? Co stałoby się, gdyby Król Duchów zniknął? I czy w ogóle może zniknąć? W jaki sposób ma dojść do zniszczenia?
Król Duchów ma pomóc w ocaleniu świata, więc czy jest ktoś inny, kto ma pomóc w jego zniszczeniu?
Jest. Nawet zna odpowiedzi na wszystkie te pytania. A teraz bardzo się cieszy, bo wkrótce będzie mógł na nie odpowiedzieć całemu światu. Nie słowami, jeszcze ktoś by nie zrozumiał. Pokaże, gdy tylko wróci na należne miejsce Królowej Duchów.

Złe samopoczucie Hao było zaskakujące dla jego uczniów, a jeszcze bardziej zdziwili się na wieść, że szaman idzie odpocząć. To było bardzo nie w jego stylu - nigdy nie marnował dnia na sen, szkoda mu było czasu. Nawet jeśli nie musiał się nigdzie udać, zająć czymś, co nie cierpiało zwłoki, skupiał się na treningu i nauce. Nawet tak potężny szaman jak on, nigdy nie zapominał, że może stać się potężniejszy. I powinien, bo skoro on się tyle nauczył, to ktoś inny też może, za to Wielki może być tylko jeden. On, Hao Asakura.
Nie było to jednak najdziwniejsze zachowanie Asakury w ostatnim czasie - jego uczniowie wciąż nie mogli zapomnieć o odrzuceniu Kanny, ani o wiecznie złym nastroju w ostatnich dniach. Odruchowo schodzili mu z drogi i milczeli. Nikt nie chciał przypadkiem ściągnąć na siebie gniewu mistrza.
Dopiero teraz, gdy z namiotu Asakury wybiegła przestraszona Opacho, która nie wiedziała jak wyjaśnić, co dzieje się z mistrzem, ale twierdziła, że zachowuje się jakby umierał, postanowili się do niego udać. Przypuszczali, że dziewczynka przesadza, bo to nie może być nic poważnego. Przecież ich mistrz nawet kataru nigdy nie miał.
Trudno powiedzieć, czy byli bardziej zdziwieni, czy przerażeni, gdy zobaczyli Hao klęczącego na ziemi, z trudem łapiącego oddech i zalanego potem. Co robić? Niby ktoś tam przeszedł jakiś kurs pierwszej pomocy, ale jak pomóc w tym przypadku? I to tak, żeby nie oberwać?
Zamieszanie trwało kilka minut a uczniowie nawoływali mistrza, pytali co robić i jego, i siebie nawzajem, nie znajdując żadnego rozwiązania. Nie wiadomo jak cała historia zakończyłaby się, gdyby w obozie nie pojawiła się młoda czarownica.
Natalia pojawiła się nagle i nie zważając na uczniów Asakury natychmiast do niego podeszła. Z boku wyglądało to jakby samym dotykiem sprawiła, że wszystko, co dolegało Hao przeszło, ale domyślali się, że rzuciła jakieś zaklęcie.
W ciągu kilku następnych sekund to ona znalazła się na kolanach przed Asakurą nie mogąc się poruszyć.
- Natalio, dlaczego mnie szpiegujesz?

Król Duchów był przerażony. Zaczynał zdawać sobie sprawę, że obrona przed Hao Asakurą była błędem. Szaman mógł mieć chore, głupie i nieludzkie pomysły, ale był i mógł uratować świat. Nie, nie świat. Światy, bo przecież nie tylko ten ludzki, także duchów. Owszem, pewnie wybiłby w pień ludzkość, ale i to byłoby lepsze niż to, co naciąga. 
Jego szanowna małżonka rosła w siłę od wieków, czuł to. Nie wiedział tylko, co jest tego powodem, przecież wszystko zostało zabezpieczone tysiące lat temu. Nie miała prawa ani stać się silną, ani wolną. Czuł jednak, że wkrótce będzie wolna.
Domyślał się też, że Hao Asakura miał w tym swój udział, ale nie przypuszczał, by szaman zdawał sobie z tego sprawę. A przynajmniej by wiedział, do czego doprowadzi. Co jak co, ale Ziemię to on kochał i nigdy by jej nie zniszczył.
To jednak nie zmienia faktu, że Król Duchów od tysiąca lat słabł i już teraz był bezradny. A będzie gorzej.

Głos Hao brzmiał niemal przyjaźnie, ale nie dała się zwieść. Asakura musiał być wściekły: na nią, na czarownice, na to co właśnie się wydarzyło i ile osób było świadkiem. Cała ta złość w tej chwili skoncentrowała się na niej i nie bardzo wiedziała, w jaki sposób ma uratować swoje życie. Postawiła na szczerość.
- Jeszcze cię nie szpieguję - odpowiedziała pozornie obojętnym tonem.
- Ach, jeszcze. Cóż za miła wiadomość. Zapewne jeszcze powiadomisz mnie, kiedy zaczniesz?
- Jeśli chcesz. Porozmawiamy na osobności?
Odważyła się spojrzeć na uczniów Hao. Wydawali się całkiem zadowoleni i spokojni. Nie dziwiła im się. Ich mistrzowi najwyraźniej już nic nie dolegało, a jego złość skupiła się na kimś innym. Teraz byli tylko ciekawi co właściwie się dzieje.
- Ja zajmę się uczniami a ty w tym czasie uciekniesz?
- Może jestem blondynką, ale nie jestem głupia. 
Szaman prychnął, jakby w to powątpiewał, ale gestem dał znak uczniom, by odeszli. Później z nimi porozmawia, może dla odmiany będzie miał coś do powiedzenia. I może w końcu będzie potrafił coś wyjaśnić...
- A więc? Co znaczy to "jeszcze"? - spytał siadając na macie.
- Pamiętasz jak parę lat temu się poznaliśmy? - szaman tylko skinął głową - obiecaliśmy sobie wtedy szczerość. Nie przerywaj! - poprosiła widząc, że Hao chce coś powiedzieć, prawdopodobnie kolejną sarkastyczną uwagę - nie jestem głupia. Nigdzie nie zajdę odwracając się od swoich, ale też złamanie tej obietnicy doprowadzi mnie najwyżej do grobu.
- W rzeczy samej. Kiepska sytuacja.
- Więc możesz mieć wpływa na to, co im przekażę.
- Oczywiście, jeśli cię zabiję, to z pewnością będę go mieć: nic nikomu nie przekażesz.
- A wtedy przyjdzie ktoś inny, po nim następny... Jak myślisz, ile osób będziesz musiał zamordować, by uniknąć szpiegowania i ile informacji dotrze do czarownic i wielu innych?
Askaura zaczął się zastanawiać. Natalia słusznie zauważyła, że szpiegowania nie uniknie w żaden sposób, a gdyby miał szpiega po swojej stronie to sytuacja trochę by się zmieniła. Oczywiście, młoda czarownica musiała chcieć czegoś w zamian i w zasadzie domyślał się czego. Nawet mógłby się na to zgodzić, albo nawet dać jej więcej niż oczekiwała... Zaufać jej nie mógł, ale wykorzystać już tak. A kiedyś... Kto wie co będzie?
Dziewczyna wstała i otrzepywała się z pyłu. Jakiś kamyczek rozciął jej delikatną skórę na kolanie, krew rozmazała się i niewielka ranka wyglądała dużo gorzej niż było w rzeczywistości. Rzucił jej paczkę chusteczek.
- To mi nie wygląda na blond. Raczej biały, może trochę siwy...
- Co?
- Twoje włosy.
- Pięknie. Nie mogę legalnie kupić piwa, ale już mam siwe włosy...

Yoh powoli dochodzi do siebie. Ból zelżał, mógł już swobodnie oddychać. Wciąż było mu gorąco, ale może dlatego, że dzień był ciepły a w pokoju zgromadziło się wiele osób. Nikt nawet nie pomyślał, żeby otworzyć okno.
- Nic mu nie będzie, to tylko duchowe obrażenia. Był bardzo blisko Króla Duchów, a że już się zaczęło, to musiał odczuć... - wahał się chwilę szukając odpowiedniego określenia, ale nie znalazłszy go zakończył dość nieskładnie - to, co się właśnie wydarzyło.
Umiejętności gramatyczne lekarza Wyrzutków nikogo nie obchodziły, liczyła się tylko informacja, którą właśnie przekazał. Fakt, że Yoh przeżyje był bardzo pomyślny, ale w gruncie rzeczy nieistotny w porównaniu z tą drugą: zaczęło się.
Marco odwrócił się do szamana będącego dowódcą jednej z drużyn. 
- Zacząć, zgodnie z rozkazem.
Zasadniczo wśród Wyrzutków nie było sadystów i morderców, tylko fanatycy. Trudno jednak nie ucieszyć się, kiedy pada długo oczekiwany rozkaz. Natychmiast ruszył na północ, by rozprawić się z pewną grupą szamanów.
Yoh słysząc rozkaz poczuł jak jakiś nieprzyjemny dreszcz przebiega mu po plecach. Cokolwiek oznaczał, nic dobrego z niego nie wyniknie.

Trey po przerwaniu Turnieju nie cieszył się bezczynnością. Nie miał na to czasu. Pracy w rodzinnej wiosce było mnóstwo, a w każdej wolnej chwili siostra katowała go swoimi treningami, bo przecież musi być formie. Jakby nie wystarczały te godziny spędzane na ciężkiej pracy w polu...
Teraz jednak miał chwilę wolną. Siostra poszła do sąsiadki i nie przypuszczała, że Trey tak szybko skończy biegać. Był sam, więc mógł bezkarnie wyciągnąć się przed telewizorem i pozdychać ze zmęczenia. Przez chwilę myślał, czy to jest ten moment, w którym może się zdrzemnąć, ale uznał, że to byłoby głupie nawet jak na niego. Jeszcze nie usłyszałby wracającej siostry i ta ukarałaby go za lenistwo, a kolejnej kary mógłby nie przeżyć. To bieganie przez prawie całą noc za zjedzenie ciastka w zeszłym tygodniu było doskonałą przestrogą, przez którą szaman postanowił zachowywać się bardzo dobrze.
Chwila spokoju okazałą się tylko chwilą, bo bardzo szybko usłyszał krzyki w wiosce. Coś się działo i chyba nie było dobrze. Chwycił deskę i wybiegł przed dom.
Nie spodziewał się, że zobaczy w swojej rodzinnej wiosce Wyrzutków. Jeszcze mniej spodziewał się, że będą oni mordować wszystkich dookoła. Coś takiego prędzej mógł zrobić Hao, ale nie oni, aż tak chorzy nie byli.
A jednak. Niewielu mieszkańców wioski było jeszcze żywych. Wszędzie leżały ciała, w ziemię wsiąkała krew, a gdzieś w oddali zaczął unosić się dym. Krzyki, tak nagłe, wybuchłe kilka minut temu cichły.
Szaman zrozumiał, że już nic nie zrobi, nie może, może tylko ratować siebie i siostrę, więc pobiegł do sąsiadki, marząc, by nikt go nie zobaczył. I nie zobaczył, ale tragedia już się stała.
W ogrodzie, przy płocie leżało ciało Piriki. Chyba chciała uciec, ale nie zdążyła. Ubranie na czerwono zabarwiła krew, a otwarte oczy spoglądały w piękne, błękitne niebo, tak obojętne na losy mieszkańców planety.

Demon się cieszył. Wiedział, że Wyrzutki zaczęły realizować swój plan, Askaura nie mógł nic zrobić, by powstrzymać nadchodzącą katastrofę. Ależ się wścieknie, gdy zrozumie. Będzie jednak za późno, Królowa nadejdzie a wraz z nią skończy się wszystko.
Wyrzutki też się wkurzą, jak dowiedzą się, co z tego wyniknie. Będą krzyczeć i jęczeć jakie to złe i niesprawiedliwe, ale cóż: za późno. Mogli myśleć wcześniej.
Demon napawał się cierpieniem, które zaczynało zalewać świat. Na razie tylko mała wioska na północy, ale wkrótce będzie tak wszędzie.

Marco chciał triumfować, albo może spróbować nawrócić członków plemienia Patch. Nie był pewien, ale w tym celu udał się do Patch. Jakże zdziwiony był widokiem wioski bez szamanów. Cicha, pusta, ze śladami niedawnej katastrofy i walk wydawała się zupełnie innym miejscem niż to, w którym spędził ostatnie miesiące.
Wszedł na górę, do sali Rady i aż zatrzymał się w progu. Wygląda na to, że i z nawracania, i z triumfowania nic nie wyjdzie.
Plemię Patch nie żyło.

~~~
Kolejny rozdział za miesiąc, myślę, że powinnam w nim trochę powyjaśniać...