Ptaszki ćwierkają, słonko świeci, jest pięknie, jasno i w ogóle cudownie. Pozornie, bo Yoh zaczyna mieć wątpliwości, czy rzeczywiście jest tak dobrze, jak przekonują go Wyrzutki. W końcu jakby było dobrze, to raczej nie trzymaliby go samego pod kluczem. Pewnie, nie zamknęli go w żadnej celi, tylko całkiem wygodnym, jasnym pokoju. Zamiast pryczy, na którą we własnym mniemaniu zasługiwał, dostał wygodne łóżko, biurko, regał z książkami i własną łazienkę. Nawet jedzenie było dobre i regularnie dostarczane. Mimo to Yoh się niepokoił.
Wyrzutki to grupa, pragnąca śmierci Hao, on mógł go zabić, nie zrobił tego. Powinni się wściec. Przestraszyć. Cokolwiek, tymczasem ich stoicki spokój był nienaturalny.
Asakura wrócił myślami do tego wieczoru, gdy uciekł z domu.
Wcześniej
Google wiedzą wszystko, więc wiedzą też, gdzie jest siedziba Wyrzutków. W końcu mają swoją stronę, nawet fan page na Facebooku i umieszczają tam informację o aktualnym miejscu pobytu. Wbrew pozorom niełatwo tam cokolwiek znaleźć, bo prócz informacji ważnych jest mnóstwo statusów o jakichś pseudoreliginych treściach, ale Yoh się udało.
Wyrwać się grupie przyjaciół nigdy nie było łatwo, trudniej jeszcze wyrwać się duchowi stróżowi, ale to też się Yoh udało, mieli poważniejsze problemy. Nawet podróż mu się udała - Anna nie wiedziała, że nauczył się kilku nowych rzeczy, między innymi teleportacji. Braciszek wyświadczył mu przysługę w Sanktuarium nie kryjąc pewnych rzeczy w swoim umyśle...
Sądził, że to wszystko będzie trudniejsze, ale jak to zwykle bywa, trudna była tyko decyzja, że już czas się przyznać. Wciąż bał się powiedzieć głośno to, co martwiło go od tak dawna, ale w końcu musiał.
Dom Wyrzutków był wielki, a on czuł się bardzo mały. Był jasny, a on czuł się zbrukany tak wieloma błędami - walką, śmiercią zadaną i tą, na którą się nie zdobył, samotnością, której przyjaciele nie potrafili zagłuszyć i jakąś dziwną pustką, której źródła nie znajdował.
Ogród wokół domu był wielki, zielony, kwiaty kwitły, a wśród nich latały różne owady. Słowem - pełen życia, a życia w sobie Yoh też nie potrafił odnaleźć. Ba, uważał nawet, że na nie nie zasługuje, skoro tak wiele osób zginęło i zginie z jego winy.
Zapukał i niemal natychmiast usłyszał kroki wewnątrz. Yoh nie znał Wyrzutka, który mu otworzył, ale Wyrzutek znał jego i bardzo szybko, bez słowa, poprowadził w głąb domu.
Wprowadzono go do pokoju, w którym siedzieli tylko Jeanne i Marco. Jeśli byli zaskoczeni jego widokiem, to nie okazali tego.
- Co cię sprowadza, Yoh? - zapytał mężczyzna.
Przez chwilę Asakura jeszcze się bał. Niepewność co do reakcji Marco i wstyd przez chwilę go dławiły i nie pozwalały się odezwać, tak jak wtedy, gdy Manta i reszta dyskutowali o możliwości przeżycia Hao. Tym razem jednak się przełamał. W oczach Wyrzutków może zobaczyć gniew, ale nie ten zawód, co w oczach przyjaciół. Przecież oni nie mają go za bohatera.
- Nie zabiłem Hao. Powinienem, wiem o tym. Jednak wtedy, w Sanktuarium... - urwał na chwilę, ale raz rozpoczęte zwierzenie nie mogło być przerwane. Gwałtownym ruchem otarł oczy i przemówił sucho, obojętnie, jakby opowiadał o czymś, co go nie dotyczy. - Zawahałem się. Przestraszyłem, w końcu nie jestem mordercą. Zapomniałem jednak, że on jest i nie zrobiłem tego, co powinienem. W ostatniej chwili źle poprowadziłem ostrze, on się osłonił i... Koniec. Byliśmy już na pustynni. Muszę to naprawić! - nagle przestał kontrolować emocje - ci ludzie nie zasługują na śmierć tylko dlatego, że jestem tchórzem. A wy... Możecie mi pomóc. Musicie. Proszę... Chcę do was dołączyć.
Teraz
No i dołączył, a teraz siedzi zamknięty i nikt mu nic nie mówi. Jasne, nie zasługuje na zaufanie, ale kurczę: coś mogliby powiedzieć. Cokolwiek! Chociażby o pogodzie. Tymczasem nawet tego nie słyszy...
Natalia nigdy nie ustawiała budzika. Nie musiała, bo budziła ją jej aktualna przyjaciółka. Szczerze tego nie lubiła, jak zresztą wielu rzeczy w swoim życiu. Nie mogła jednak nic na to poradzić, zważywszy na ten cudowny fakt, że jest pod stałą kontrolą i jeśli chce cokolwiek w życiu osiągnąć, a przynajmniej nie utknąć w jakiejś pustelni, musi być grzeczna.
Grzeczna nie była znikając na cały dzień i wracając w środku nocy w towarzystwie mężczyzny. Z drugiej strony, jeszcze mniej grzeczna i w gorszej sytuacji byłaby, gdyby wróciła sama. Asakura trochę poprawił jej położenie upierając się, że musi porozmawiać z jej babcią i że koniecznie chce być w stałym kontakcie z czarownicami, a Natalia świetnie się do tego nada.
Grzeczna nie była znikając na cały dzień i wracając w środku nocy w towarzystwie mężczyzny. Z drugiej strony, jeszcze mniej grzeczna i w gorszej sytuacji byłaby, gdyby wróciła sama. Asakura trochę poprawił jej położenie upierając się, że musi porozmawiać z jej babcią i że koniecznie chce być w stałym kontakcie z czarownicami, a Natalia świetnie się do tego nada.
Konsekwencje jednak i tak poniesie. Jej ostatnia przyjaciółka, Ellen, chyba już poniosła - zegarek wskazywał 7.10, czyli powinna ją obudzić 10 minut temu. Nie zrobiła tego, więc pewnie ją gdzieś oddelegowano i nigdy więcej się nie spotkają...
Natalii było trochę żal Ellen. W końcu nie było winą dziewczyny, że spędziły ten dzień poza domem, późny powrót też nie. Co jakaś młoda czarownica może narzucić księżniczce, która nie potrafi się zachować?
Harmanówna wiedziała, że tego nie potrafi. To znaczy etykietę, konwenanse i tak dalej znała doskonale. Nawet właśnie dawała temu przykład zakładając elegancką sukienkę i żakiet. Ładne, jasne, gustowne, doskonale leżące, ale jednocześnie bardzo skromne. Idealne dla młodej dziewczyny z dobrego domu, podobnie jak naturalny makijaż. Żadne ostre lub ciemne barwy, które są tak modne wśród młodych czarownic, a które budzą niechęć starszego pokolenia.
Tylko że to za mało, by kogokolwiek udobruchać. Natalia wie, że aby Krąg Starszych przekonać do siebie, musiałaby się urodzić na nowo i z inną osobowością. Parę lat temu narozrabiała, potem poprawiła takimi ekscesami jak wyjścia na cały dzień, niesłuchanie poleceń i kilka innych rzeczy, jakie normalnie zostałyby zrzucone na karb klasycznej, nastoletniej nieodpowiedzialności, może bunt, a u niej urosły do rangi zdrady.
Zdrady wymuszonej przez babcię. Natalia wiedziała, że babcia nie pozwoli jej zniszczyć i wysłać do jakiegoś klasztoru czy coś w ten deseń, ale naprawdę przestawała rozumieć, dlaczego ta urocza staruszka nakazuje, by jej wnuczka narażała się na tak wielką niechęć ze strony kręgu.
- Babko. - Dygnęła stając na przeciw babci.
Strasznie nie lubiła zostawać z nią sam na sam, ale cieszyła się, że nie ma jeszcze nikogo z Kręgu. Surowe spojrzenie pani Harman budziło grozę w każdym, a jeśli dołączały do niego należące do innych, znacznie bardziej wrogich czarownic, Natalia miała ochotę schować się za dowolnym, blisko znajdującym się przedmiotem. Niestety, w gabinecie nawet nie było dość przedmiotów, za którymi można się schować. Stół, kilka krzeseł i duże biurko nie pozwalają na takie luksusy.
- Spóźniłaś się.
- Przepraszam.
Nie próbowała się tłumaczyć, to nie miało sensu.
- Pilnuj lepiej czasu, ostatnio strasznie ci ucieka. Dobrze, że przekazałaś informacje Asakurze. Tymi starymi wiedźmami z Kręgu się nie przejmuj, kiedyś zrozumieją...
Pewnie. Kiedyś zrozumieją. W grobie, ale oby ona lub jej babka nie znalazły się tam wcześniej. Kiedyś zastanawiała się, czy gorzej byłoby jej umrzeć, czy gdyby to jej babka umarła najpierw. Doszła do wniosku, że przeżycie babci byłoby o wiele gorsze, bo bardzo szybko trafiłaby w jakieś mało przyjemne miejsce na zawsze.
- Musisz pamiętać, że obowiązki przede wszystkim - kontynuowała stara czarownica - więc oczekuję od ciebie pełnej lojalności. Kontaktuj się z Asakurą, choć nigdy nie zostawaj z nim sama, przekazuj co trzeba, ale... Słuchaj go. Zawsze, nie tylko gdy do ciebie mówi, a przede wszystkim kiedy nie mówi wcale. To najważniejsze, bo kto wie, czego unikniemy wiedząc o wszystkim. Nie ufam mu, ty też nie powinnaś...
A więc zgodę na współpracę z Asakurą otrzymała tylko po to, by móc go szpiegować. Interesujące, tylko co ma w takich okolicznościach zrobić? Być wierną Kręgowi czy Hao? W zasadzie żadnej ze stron nie ufała i od żadnej nie oczekiwała nic dobrego. Pytanie tylko, co bardziej się jej opłaci. Czarownice niby są swoje, teoretycznie nawet może ma szanse na jakąś karierę przy nich, zwłaszcza, że Hao już kilka razy musiał się odradzać... Tylko jak na razie niewiele dobrego ją spotyka od własnej rasy, a przy Asakurze może się coś zmienić. Chociaż ile wart jest taki zdrajca, jak ona?
Może powinna po prostu wszystko rzucić i zniknąć...
Demon nie był zachwycony rozwojem wypadków. Wiedział, że Yoh poszedł do Wyrzutków, wiedział już też, że przyjaciele Asakury domyślają się, że Hao żyje. Jeszcze nie podjęli żadnych działań, ale to tylko kwestia czasu. Postanowił trochę wszystko przyśpieszyć. Wprawdzie, gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy, ale on przecież nie jest człowiekiem, a diabeł zdecydowanie będzie miał się czego cieszyć...
Zdalnie zmienił konfigurację pewnego małego urządzenia ukrytego pod stołem w Dobie. Jeszcze tylko kilka godzin...
Dom Yoh zawsze przypominał dom wariatów i nie można w nim było nawet marzyć o chwili spokoju, ale to, co działo się przez ostatnią dobę przekroczyło granice wytrzymałości Rena. To już nawet nie był ten etap, kiedy miał ochotę wszystkich wymordować. Teraz po prostu siedział gapiąc się w ścianę i zastanawiając co jeszcze może się wydarzyć, a nawet jednorożce wpadające na partyjkę brydża nie zaskoczyłyby go.
Najpierw zniknął Yoh. Przeszukali cały dom i ogród, popytali sąsiadów, biegali po okolicy jak wariaci i nie znaleźli nawet śladu Asakury.
Potem, jak już było późno, pod dom zajechała limuzyna. Pomyślał, że to jego siostra, ale nie. Był to ojciec Manty, który wpadł do domu szukając syna, wyzywając ich od degeneratów sprowadzających na złą drogę jego syna, grożąc procesem za porwanie syna i drugim, specjalnie dla Tao za jakieś interesy z przeszłości, które nie wyszły. Bo on ma dobrego syna! Mówił już, że syna? Jedynego?
Manta się zirytował i zdecydował postawić ojcu. Mosuke chciał pomóc, kontrola ducha i tak dalej, ale Manta jest słaby, więc szybko padł i nie mógł nawet wstać. Pan Oyamada wpadł w panikę, chciał wzywać karetkę, ratować syna i nikogo nie chciał słuchać, bo syn. Uznał chyba, że naćpali Mantę czy coś w ten deseń, bo nie poznawał dotąd grzecznego syna... I w tym momencie Tokagero puściły nerwy, aż dziwne, że tyle wytrzymał. Przypomniał sobie parę sztuczek z kręgielni, więc światła zaczęły gasnąć i zapalać się na powrót, książki latały, wyskoczyły skądś jakieś miotły i zaczęły tańczyć po salonie, a że duchom od lat mieszkającym w domu się nudziło, to trochę podzwoniły łańcuchami. Koniec końców karetka rzeczywiście się przydała, ale dla pana Oyamady. Manta pojechał z nim, bo choć podobno nic poważnego się nie stało, to martwił się o ojca. Tao nie byłby na jego miejscu tak wyrozumiały, ale on nie ma serca.
Ren wstał rano... No, koło południa. Noc jednak była tak emocjonująca, że nawet on postanowił trochę pospać. Tu nastąpiło kolejne zdziwienie, bo Anny nigdzie nie było widać. Podobno zniknęła jeszcze wieczorem, co nawet wyjaśnia, dlaczego nie interweniowała, gdy pan Oyamada robił dantejskie sceny w jej salonie. Że też nikt wtedy nie zwrócił na to uwagi... W każdym razie dotąd jej nie ma, choć minęła doba. Tao próbował się dodzwonić na jej komórkę, ale była wyłączona, w Izumo nikt nic nie wiedział... Ren zaczynał myśleć, że dom Asakurów to jakiś Trójkąt Bermudzki, tak wszyscy znikają. Pozostał tylko on, Ryu i duchy. Nikt nie wiedział, co robić...
Hao od rana bolała głowa, chwilami miał nawet zawroty, ale nie przeszkodziło mu to w spotkaniu z Wyrzutkami. Uzgodnił, że Yoh pozostanie na razie w ich domu, bo tam będzie najbezpieczniejszy i nikomu nie zaszkodzi. Potem chwilę rozmawiał z uczniami i postanowił odpocząć. Ten ból głowy, to z pewnością ze zmęczenia. Prawie nie spał, mało zjadł i teraz musi to odpokutować. Zdrzemnie się, zje coś i będzie dobrze...
Tak przynajmniej myślał kładąc się, ale kilka godzin później obudził go straszny ból w piersi. Odruchowo przycisnął dłoń do serca i ze zdziwieniem odkrył, że bije spokojnie, miarowo. Nie mogło być przyczyną bólu, a szaman czuł...
...jakby ktoś wyrywał mu duszę. Yoh raz już to przeżył i potrafił rozpoznać ten koszmarny ból. Tylko teraz nikogo w pobliżu nie było, nikt nie chciał jego duszy. Bo po co komu takie bezwartościowe coś?
Tylko jakim cudem tak strasznie boli go w piersi? Zupełnie jak wtedy...
No tak, wiem, kiedy był ostatni rozdział i kiedy miał być kolejny, ale nie wyszło. Co do kolejnego, to sama się zdziwię, jeśli pojawi się przed drugą połową czerwca: pracę magisterką fajnie byłoby napisać, praktyki znaleźć, a i zaliczenie semestru na obydwu kierunkach brzmi kusząco. Prawdę mówiąc parę razy złapałam się w trakcie pisania tego rozdziału, że próbuję go przekładać na staropolski, więc marnie widzę dalsze pisanie w najbliższym czasie xD
Ale cieszę się, że jest Was coraz więcej, bardzo miło się czyta Wasze komentarze i że jeszcze ktoś pamięta moje dawne opowiadania. Mam nadzieję, że ostatecznie Was nie zawiodę :)
- Musisz pamiętać, że obowiązki przede wszystkim - kontynuowała stara czarownica - więc oczekuję od ciebie pełnej lojalności. Kontaktuj się z Asakurą, choć nigdy nie zostawaj z nim sama, przekazuj co trzeba, ale... Słuchaj go. Zawsze, nie tylko gdy do ciebie mówi, a przede wszystkim kiedy nie mówi wcale. To najważniejsze, bo kto wie, czego unikniemy wiedząc o wszystkim. Nie ufam mu, ty też nie powinnaś...
A więc zgodę na współpracę z Asakurą otrzymała tylko po to, by móc go szpiegować. Interesujące, tylko co ma w takich okolicznościach zrobić? Być wierną Kręgowi czy Hao? W zasadzie żadnej ze stron nie ufała i od żadnej nie oczekiwała nic dobrego. Pytanie tylko, co bardziej się jej opłaci. Czarownice niby są swoje, teoretycznie nawet może ma szanse na jakąś karierę przy nich, zwłaszcza, że Hao już kilka razy musiał się odradzać... Tylko jak na razie niewiele dobrego ją spotyka od własnej rasy, a przy Asakurze może się coś zmienić. Chociaż ile wart jest taki zdrajca, jak ona?
Może powinna po prostu wszystko rzucić i zniknąć...
Demon nie był zachwycony rozwojem wypadków. Wiedział, że Yoh poszedł do Wyrzutków, wiedział już też, że przyjaciele Asakury domyślają się, że Hao żyje. Jeszcze nie podjęli żadnych działań, ale to tylko kwestia czasu. Postanowił trochę wszystko przyśpieszyć. Wprawdzie, gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy, ale on przecież nie jest człowiekiem, a diabeł zdecydowanie będzie miał się czego cieszyć...
Zdalnie zmienił konfigurację pewnego małego urządzenia ukrytego pod stołem w Dobie. Jeszcze tylko kilka godzin...
Dom Yoh zawsze przypominał dom wariatów i nie można w nim było nawet marzyć o chwili spokoju, ale to, co działo się przez ostatnią dobę przekroczyło granice wytrzymałości Rena. To już nawet nie był ten etap, kiedy miał ochotę wszystkich wymordować. Teraz po prostu siedział gapiąc się w ścianę i zastanawiając co jeszcze może się wydarzyć, a nawet jednorożce wpadające na partyjkę brydża nie zaskoczyłyby go.
Najpierw zniknął Yoh. Przeszukali cały dom i ogród, popytali sąsiadów, biegali po okolicy jak wariaci i nie znaleźli nawet śladu Asakury.
Potem, jak już było późno, pod dom zajechała limuzyna. Pomyślał, że to jego siostra, ale nie. Był to ojciec Manty, który wpadł do domu szukając syna, wyzywając ich od degeneratów sprowadzających na złą drogę jego syna, grożąc procesem za porwanie syna i drugim, specjalnie dla Tao za jakieś interesy z przeszłości, które nie wyszły. Bo on ma dobrego syna! Mówił już, że syna? Jedynego?
Manta się zirytował i zdecydował postawić ojcu. Mosuke chciał pomóc, kontrola ducha i tak dalej, ale Manta jest słaby, więc szybko padł i nie mógł nawet wstać. Pan Oyamada wpadł w panikę, chciał wzywać karetkę, ratować syna i nikogo nie chciał słuchać, bo syn. Uznał chyba, że naćpali Mantę czy coś w ten deseń, bo nie poznawał dotąd grzecznego syna... I w tym momencie Tokagero puściły nerwy, aż dziwne, że tyle wytrzymał. Przypomniał sobie parę sztuczek z kręgielni, więc światła zaczęły gasnąć i zapalać się na powrót, książki latały, wyskoczyły skądś jakieś miotły i zaczęły tańczyć po salonie, a że duchom od lat mieszkającym w domu się nudziło, to trochę podzwoniły łańcuchami. Koniec końców karetka rzeczywiście się przydała, ale dla pana Oyamady. Manta pojechał z nim, bo choć podobno nic poważnego się nie stało, to martwił się o ojca. Tao nie byłby na jego miejscu tak wyrozumiały, ale on nie ma serca.
Ren wstał rano... No, koło południa. Noc jednak była tak emocjonująca, że nawet on postanowił trochę pospać. Tu nastąpiło kolejne zdziwienie, bo Anny nigdzie nie było widać. Podobno zniknęła jeszcze wieczorem, co nawet wyjaśnia, dlaczego nie interweniowała, gdy pan Oyamada robił dantejskie sceny w jej salonie. Że też nikt wtedy nie zwrócił na to uwagi... W każdym razie dotąd jej nie ma, choć minęła doba. Tao próbował się dodzwonić na jej komórkę, ale była wyłączona, w Izumo nikt nic nie wiedział... Ren zaczynał myśleć, że dom Asakurów to jakiś Trójkąt Bermudzki, tak wszyscy znikają. Pozostał tylko on, Ryu i duchy. Nikt nie wiedział, co robić...
Hao od rana bolała głowa, chwilami miał nawet zawroty, ale nie przeszkodziło mu to w spotkaniu z Wyrzutkami. Uzgodnił, że Yoh pozostanie na razie w ich domu, bo tam będzie najbezpieczniejszy i nikomu nie zaszkodzi. Potem chwilę rozmawiał z uczniami i postanowił odpocząć. Ten ból głowy, to z pewnością ze zmęczenia. Prawie nie spał, mało zjadł i teraz musi to odpokutować. Zdrzemnie się, zje coś i będzie dobrze...
Tak przynajmniej myślał kładąc się, ale kilka godzin później obudził go straszny ból w piersi. Odruchowo przycisnął dłoń do serca i ze zdziwieniem odkrył, że bije spokojnie, miarowo. Nie mogło być przyczyną bólu, a szaman czuł...
...jakby ktoś wyrywał mu duszę. Yoh raz już to przeżył i potrafił rozpoznać ten koszmarny ból. Tylko teraz nikogo w pobliżu nie było, nikt nie chciał jego duszy. Bo po co komu takie bezwartościowe coś?
Tylko jakim cudem tak strasznie boli go w piersi? Zupełnie jak wtedy...
No tak, wiem, kiedy był ostatni rozdział i kiedy miał być kolejny, ale nie wyszło. Co do kolejnego, to sama się zdziwię, jeśli pojawi się przed drugą połową czerwca: pracę magisterką fajnie byłoby napisać, praktyki znaleźć, a i zaliczenie semestru na obydwu kierunkach brzmi kusząco. Prawdę mówiąc parę razy złapałam się w trakcie pisania tego rozdziału, że próbuję go przekładać na staropolski, więc marnie widzę dalsze pisanie w najbliższym czasie xD
Ale cieszę się, że jest Was coraz więcej, bardzo miło się czyta Wasze komentarze i że jeszcze ktoś pamięta moje dawne opowiadania. Mam nadzieję, że ostatecznie Was nie zawiodę :)
Jest i Yoh! Miło wiedzieć, że nic mu nie jest. :) Tylko to trzymanie pod kluczem mi się nie podoba... -,-
OdpowiedzUsuńHahaha XD Taaak, wujek google wie wszystko. :D Ale fan page na fb to się nie spodziewałam, nawet po Wyrzutkach. xD Przynajmniej Yoh znalazł informacje o miejscu pobytu X-Laws, ale i tak nie podoba mi się fakt, że w ogóle ich szukał.
O, Yoh i teleportacja. :D Mógłby osobiście podziękować Hao za taką przydatną umiejętność. XD
Cooo?! Yoh zwariował, oszalał i w ogóle totalnie mnie zaskoczył. Żałuje, że nie zabił Hao...? Do tego chciał przyłączyć się do X-Laws...? Ba! on to zrobił... Kurde, to się porobiło, Ty to umiesz czytelnika zaskoczyć. o.o
Postać Natalii dalej mnie intryguje. Chciałabym bardziej ją poznać, na co muszę sobie trochę poczekać chyba. :D A jej babcia też jest ciekawą postacią. Kurde, lubię sposób, w jaki kreujesz osobowości bohaterów spoza kanonu. A już zwłaszcza lubię kreację czarownic. ^^
Taa, a może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? XD Tak mi się skojarzyło z ostatnim zdaniem części z czarownicami. XD
Mówiłam już, że nie lubię tego demona? O, to teraz już w ogóle znikły resztki neutralności, bo sympatią to nie nazwałabym tego (a przecież ja zawsze lubiłam demony... XD) względem tej postaci.
Buddo, hahahah xD Kawałek z domu Yoh przebił wujka google o niebo albo dwa, ewentualnie siedem. XD Chciałabym zobaczyć te jednorożce grające w brydża. :D Śmiałam się, leżąc już prawie na biurku, z bolącym brzuchem i łzami w kącikach oczu. ^^" Najpierw znika Yoh, później pan Oyamada robi wjazd na chatę XD a na koniec znika Anna, chociaż w sumie sądząc po braku interwencji, to powinnam zmienić kolejność. To tak: znika Yoh, znika Anna, wjazd pana Oyamady. O, teraz powinna być właściwa kolejność. ^^ Taaak, Trójkąt Bermudzki to idealne wyjaśnienie! Brawo, Ren! ^^
A końcówką odegnałaś moje rozbawienie. A było się domyślić po tytule rozdziału... Złe samopoczucie Hao, ból w klatce piersiowej u bliźniaków... To zdecydowanie nie wróży niczego dobrego, oj, nie wróży... W dodatku coś czuję, że sobie poczekam na kontynuację trochę. Ale dobrze, rozumiem, są rzeczy ważne i ważniejsze, a Ty powinnaś skupić się na studiach, pracy magisterskiej i znalezieniu praktyk. Ja poczekam na następny rozdział cierpliwie. :)
Życzę weny i pomyślnego zaliczenia semestru. :)
Pozdrawiam :)
O nie! Yoh by w życiu nie poszedł do wyrzutków! On ich nienawidzi za to biało-czarne postrzeganie ludzi i zabijanie bo się ktoś z nimi nie zgadza! To jest totalnie nie w jego stylu! Mam nadzieje że to ma jakiś głębszy sens... W zasadzie przez ten fragment nie mogłam się skupić na reszcie notki, jakoś cały czas miałam w głowie Yoh i X-laws ^^ Wiem co się działo- ogólnie jedna wielka rozróba i dziwie się że Ren jeszcze nikogo nie poszatkował :P Ale nadal nie mogę przeboleć decyzji Yoh...
OdpowiedzUsuńPowodzenia z pisaniem pracy i tym wszystkim co masz na głowie, a widze że sporo... Pozdrawiam Aomori :)
Nom, to jeszcze jeden zaległy rozdział.^^'
OdpowiedzUsuńNo ba, że Yoh ma wątpliwości. To są psychole...;-; Mi by jak nic wyskoczyła jakaś paranoja, gdyby trzymali mnie u nich pod kluczem. Nawet jeśli byliby przy tym mili.;-;
"Google wiedzą wszystko, więc wiedzą też, gdzie jest siedziba Wyrzutków" - na tym poległam. xDDDDD Na fanpage'u na fb też. xDDD Wow wow, Wyrzutki takie na czasie. Współczesność tak bardzo. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby na swojej stronie mieli zakładkę z galerią memów obrażających Hao. No bo przecież tacy z nich jego wrogowie, wcale niczego nie udają i z nim nie spiskują i tak dalej.
Biedny Yoh...:( Trudno mi sobie wyobrazić, jak te wszystkie wydarzenia, to brzemię zrzucone na jego ramiona, musiały na niego wpłynąć, że doprowadziły jego myśli i psychikę w tak ciemne miejsce.:( To do niego zupełnie nie podobne. Sama już nie wiem, czy znamy jego prawdziwe myśli, czy może czeka nas kolejny zwrot akcji. W końcu kto wie, co jeszcze wyczytał z umysłu Hao podczas ich walki w Gwiezdnym Sanktuarium... Pod tym względem zgadzam się z Aomori, to zupełnie nie w stylu Yoh i bardzo liczę na to, że w następnym rozdziale dowiemy się czegoś więcej.
No proszę, dowiadujemy się czegoś więcej o Natalii. Tak hojnie uchylasz nam rąbka tajemnicy? To aż do Ciebie nie podobne. xD A jeśli chodzi o jej rozterki, to ja je widzę mniej więcej tak: stare, przemądrzałe czarownice, które traktują ją z gry (z bardzo bardzo góry) vs. przystojny, czarujący Hao. Hmmmmmmm, jakiż trudny wybór... xDDD
Wspominałam już może, że nie lubię tego demona?==
Ach, ten dom wariatów...<3 To było takie typowe dla naszej gromadki. :D Zdziwiłabym się, gdyby tam było spokojnie. xD Biedny Mansumi, dla własnego dobra (i zdrowia) nie powinien się zagłębiać w znajomości syna. Mancie i tak już nic nie pomoże, a sam może sobie tym bardziej zaszkodzić. Albo trafić w szpitalu na Fausta. xD
Niiieee! Żadnego krzywdzenia bliźniaków! :((((( To na pewno sprawka tego durnego demona. Oj chyba nie tak umawiali się z Hao, co? No mam nadzieję, że teraz to chyba Hao załapie, że wchodził w sojusze z niewłaściwą osobą. I że najwyższy czas wejść w sojusz z braciszkiem. To świetny pomysł, drogi Hao, możesz mi wierzyć. Światowa równowaga też na pewno będzie zadowolona.
Spoooko, pisz magisterkę i nami się nie przejmuj. Poczekamy, a studia są ważniejsze. :) Poza tym biorąc pod uwagę moje opóźnienia w komentowaniu, to wcale nie będę musiała tyle czekać na ten rozdział... xD
Pozdrawiam i do usłyszenia! :)