Siedziba Wyrzutków
Hao był trochę zaskoczony tak szybką reakcją szamanów. Jasne, wiedział, że nie pozwolą ot tak wymordować całej ludzkości i wielu spośród siebie a działania Wyrzutków nie znajdą poparcia. Spodziewał się jednak, że zorganizowanie się zajmie im więcej czasu, zwłaszcza, że grupa jego braciszka jest rozbita, a poza nimi nie widział żadnego potencjalnego zagrożenia. Widać trochę nie docenił innych szamanów, ale nie zamierzał się tym przejmować. W końcu atak na siedzibę Wyrzutków to problem Wyrzutków. On tylko zabiera brata, bo chyba jednak nie będzie tu dość dobrze pilnowany i wraca do obozu.
- Poradzicie sobie jak sądzę? - zapytał.
- To tylko słabi szamani. Wielu z nich nawet nie dostało się do Dobie, więc zaraz ujrzą światło lub pochłonie ich ciemność.
- Dobrze. Zabiorę Yoh, nie musi być tak kuszony, by nawiązać z kimś kontakt i uciec.
Nie czekał już na odpowiedź Wyrzutków, którzy dołączyli do walki. Tylko Jeanne wciąż stała na schodach obserwując bitwę. Hao zauważył, że jest jej przykro - nie chciała, by szamani ginęli nie doświadczywszy łaski.
- Braciszku, zabieramy się stąd - powiedział wchodząc do pokoju Yoh.
- Czyżby jakieś problemy? Coś jakby plan się nie powiódł?
- Bez przesady, to tylko grupa nie rozumiejących i zbyt słabych, by mogli przetrwać w moim Królestwie. Zbieraj się! Gdzie masz broń?
- Nie mam i nigdzie się nie wybieram.
- Jak nie masz? - Hao aż drgnął ze zdziwienia. - Przecież miecz... Gdzie Amidamaru?
- Miecz został w Tokio, Amidamaru też. Nie widziałem go od tamtej pory. Trochę smutno, że mnie nie szukał, ale w sumie tak jest lepiej.
- Świetnie, znajdziemy ci bardziej sensownego ducha. Kiedyś.
Widząc, że Yoh nie zamierza się ruszyć z łóżka Hao postanowił sam do niego podejść i się teleportować. Na miejscu wprawdzie czeka jego braciszka nieprzyjemne lądowanie na ziemi, ale może to go nauczy słuchać starszych...
Nie mógł powstrzymać złośliwego uśmieszku.
Nie mógł powstrzymać złośliwego uśmieszku.
Pociąg na trasie Tokio - Izumo
Jednostajny stukot kół pociągu zawsze usypiał Mantę, ale teraz nawet on nie pomagał. Oyamada martwił się i nic dziwnego, w ciągu ostatnich paru dni tyle się wydarzyło. Zniknięcie Yoh i wieść, że jest przetrzymywany przez X-Laws była przerażająca. Martwił się, co ci wariaci zrobią z jego przyjacielem, tym bardziej, że nie mógł zapomnieć przeżyć związanych z Bramą Babilonu. Jeżeli coś takiego zrobią jeszcze raz to będzie to chyba najokropniejsza...
Nie, to nie będzie najokropniejsze, co zrobili, pomyślał patrząc na śpiącego Horo. W końcu wymordowali całą wioskę i pewnie jeszcze wiele innych wymordują, jeśli nikt ich nie powstrzyma. Póki co nawet Renowi nie przyszło do głowy by atakować. Tao też martwił się o Yoh i nie chciał ryzykować, że Wyrzutki go zabiją. Tym bardziej, że nie wiadomo, co z Amidamaru, który również gdzieś zniknął. Mieli nadzieję, że jest z Yoh, w końcu szaman zabrał ze sobą broń, ale pewności nie było.
Horo był kolejnym powodem do zmartwienia Manty. Wyglądał jak własny cień. Zmęczony, obolały i zmartwiony. Nic dziwnego, stracił całą rodzinę, przyjaciół, znajomych... Nie wiadomo, co dalej zrobi i gdzie się podzieje. Tao z pewnością mu pomoże, oni wszyscy mu pomogą, ale nikt nie zwróci szamanowi rodziny.
Komórka Manty zadzwoniła. Na wyświetlaczu pojawił się komunikat Tata. Oyamada westchnął i odrzucił połączenie. Wiedział, że ojciec będzie się martwił, ale jak wyjaśnić mu, że musi pojechać do domu przyjaciela, którego tam nie ma, by go ocalić? Jego ojciec i tak był już wściekły i wiedział za dużo. Manta zastanawiał się, czy jeszcze kiedyś zobaczy dom, skoro teraz z niego ucieka a świat najwyraźniej postanowił się skończyć.
I pomyśleć, że na dodatek gdzieś tam pewnie kryje się jeszcze Hao Asakura, który nawet nie zaczął realizować swojego wariackiego polanu.
I pomyśleć, że na dodatek gdzieś tam pewnie kryje się jeszcze Hao Asakura, który nawet nie zaczął realizować swojego wariackiego polanu.
Obóz Hao
Zderzenie z ziemią wyrwało jęk z ust Yoh. Nie spodziewał się tego, podobnie jak zastąpienia widoku białego sufitu czystym wieczornym niebem.
- Ależ wstawaj, braciszku. Nie ma się co wylegiwać, dzień jeszcze trwa, Słońce całkiem nie zaszło. Uwaga wszyscy! - zwrócił się do swoich uczniów, którzy zaczęli się zbiegać na widok Mistrza z towarzyszem. - Yoh będzie w najbliższym czasie naszym gościem. Zaraz znajdziecie mu wolny namiot i pięciu z was stale będzie dotrzymywać mu towarzystwa. Nie powinien robić nic głupiego - spojrzał na brata - bo martwi się o przyjaciół, ale musicie przyznać, że tak niecodzienny gość zasługuje na szczególne traktowanie. Zaraz ustalimy kto i kiedy dotrzyma mu towarzystwa, przecież biedak nie może się czuć samotny i opuszczony przez przyjaciół na całą wieczność.
Yoh przyglądał się bratu z nienawiścią. Nie spodziewał się wolności, ale przydzielenie mu straży na całą dobę i grożenie jego przyjaciołom było przesadą. Za pierwszym razem zrozumiał aluzję, nie trzeba mu co chwilę przypominać.
Chociaż trzeba przyznać, że trochę się wahał - może jednak warto zrobić coś głupiego? Jego przyjaciele z pewnością sobie poradzą, są silni. A jeśli nie... Czy to powód by cierpieć za nich? Znów? Przecież nie byli dość silni, by pokonać Hao, zmuszali go do bratobójstwa...
Tylko nic głupiego nie może zrobić bez Amidamaru i broni. Chyba.
- Nie kombinuj, Yoh. Sam wiesz, że to głupie. Po prostu się przyzwyczajaj i witaj w nowym domu. Jak chcesz, to możesz brać udział w treningach moich uczniów. Nie zaszkodzi ci... Oczywiście tych, które nie wymagają ducha, skoro go nie masz.
Izumo
- A więc to jest to słynne Izumo? - spytał Ren. - Jakoś mało strzeżone. Wujek by tego tak nie zostawił.
- Asakurowie kiedyś byli jednym z najpotężniejszych rodów - odpowiedział Manta. - Teraz jednak jest niewielu szamanów, jeszcze mniej chce się szkolić, wolą się wtopić w tłum ludzi i zapomnieć o tym wszystkim. Życie szamana jest dziś trudne, łatwo zostać uznanym za wariata i dlatego posiadłość jest raczej pusta, ale nie niestrzeżona. Uważaj, bo Yomei lubi...
Trzask i głuche łupnięcie przerwało wypowiedź Manty. Szybko odwrócił się, ale jedyne co zauważył, to leżącego na ziemi Horo.
- E... Nic ci nie jest?
- Nie. Tu było coś...
- Akurat - przerwał mu Ren. - Resztki inteligencji ci wypadły i potknąłeś się o nie.
- Nie! To naprawdę...
- Racja, ty nawet resztek nie miałeś.
- Ren!
Tao drgnął, bo w głosie Horo nie brzmiał gniew, którego się spodziewał, a ostrzeżenie. Szybko rozejrzał się, ale zareagować nie zdążył i już po chwili leżał obok przyjaciela.
- To co mówiłeś o tych resztkach inteligencji?
- Chłopaki... To duszki, Yomei je wysyła.
- To dlaczego ciebie nie ruszają?
- Po co? To was sprawdza i to wy jesteście potencjalnym zagrożeniem. Lepiej się ogarnijcie!