sobota, 12 marca 2016

2. Wątpliwości

Trzy tygodnie ciszy i spokoju. Tyle to trwało, nim w progu domu Yoh stanął Ren. Był pierwszym z przyjaciół, który go odwiedził, wcześniej nawet Manta nie przychodził. Nie dzwonił, nie dał znaku życia. Inni zresztą też nie. Nawet Anna była dziwnie milcząca. Spędzała dnie przed telewizorem w salonie, oglądając telenowele i nie myśląc o niczym. Życie uciekło ze wszystkich, a Yoh nawet się temu nie dziwił. 
A teraz był tu Tao. Patrzył na Asakurę, jakby chciał go przesunąć wzrokiem, zirytowany, że nie został jeszcze zaproszony. Cały Ren, jednak wydawał się jakoś nie na miejscu, zatruwając swoją obecnością grobowy spokój domu.
- Może byłbyś łaskaw się ruszyć, Asakura? Zaraz będą tu Manta i Ryu, a ja bym chętnie usiadł. Nie jestem zmęczony czy coś, ale średnio mi się widzi sterczenie na słońcu. No! Bo sam cię przesunę!
Asakura odszedł w głąb domu, dając znak przyjacielowi, by poszedł za nim. Nie pytał, po co przyleciał z Chin, jakoś go to nie interesowało. Nic go nie interesowało.
Usiadł przy stole i zapatrzył się w ścianę. Ostatnio spędzał tak dużo czasu. Raz doszedł nawet do wniosku, że trzeba ją odmalować, tyle plam się uzbierało. Z wnioskiem jednak nic nie zrobił. Po co? Nie chciało mu się. Przecież to nie miało sensu. Reagowanie na wejście przyjaciół też nie. Ani na to, że siadają przy stole i zasłaniają mu ścianę. Wpatrzył się w stół. Rysy na nim też już znał na pamięć.
- Słuchajcie... - zaczął Ryu - bo tak sobie myślałem... Czy czasem nie poszło nam za łatwo? Z... Z tym wszystkim?
- Mówisz o pozbyciu się Hao? - spytała Anna.
- No... Tak. Bo wiecie, on był potężny.
- Co ty powiesz?
- Pamiętacie, jak kiedyś sprawdzaliśmy na dzwonkach kto jaki ma poziom furyoku? - wtrącił się Manta. Jakoś nie uważał, że pozwolenie na tłumaczenie wszystkiego Ryu jest dobrym pomysłem. -  Okazało się wtedy, że Hao ma więcej niż wy wszyscy razem wzięci. A... - niepewnie zerknął w stronę Yoh - to, co wydarzyło się w lesie, potem cała ta walka i w ogóle... To nadwyrężyło wasze zasoby, prawda? I to dość znacząco. Natomiast Hao walczył z właściwie nienaruszonym poziomem, do tego dobrał się do zasobów Króla Duchów. Nawet przy pomocy całego Dobie chyba nie mieliście odpowiedniego poziomu. Umiejętności, przepraszam, że to mówię, też nie. On miał kilka żyć, żeby nauczyć się wielu rzeczy i nie bez powodu nazywają go "Wielkim". Naprawdę sądzicie, że to koniec? Że umarł?
- Widać nasza strategia wystarczyła. Jak mnie wezwałeś z Chin "bo problem", to myślałem, że chodzi o coś poważnego.
- Jasne, Ren. Strategia: weź miecz i machnij brata na pół. Świetna strategia, nie ma co. Nie sądzicie, że on mógł to zaplanować?
Manta był mądry. Często wiedział więcej niż jego przyjaciele. Nie było to nic nadzwyczajnego, bo niewiele się uczyli, nie potrafili też wszystkiego tak dobrze analizować jak on. Prawdę mówiąc, nawet im się nie chciało. Mimo to jego pomysł wydawał im się niepoważny. Przecież byli tam. Kilka metrów od Hao i Yoh. Widzieli, co się stało, widzieli wszystkie najdrobniejsze szczegóły. Nikt nie mógł uwierzyć, że Asakura zaplanował własną śmierć.
A jednak, coś w tym mogło być, choć przyznać to miał odwagę tylko Ryu.
- Wiesz, jak tak cię słucham, mały przyjacielu, to coraz bardziej jestem przekonany o tym, że tak jest. I...
Przerwał mu Yoh. Nie słowem, bo od początku rozmowy się nie odezwał. Po prostu wstał i wyszedł, budząc niemałe zdziwienie przyjaciół. Początkowo chcieli iść za nim, ale coś im podpowiadało, że to nie jest dobry pomysł.

Yoh nie odszedł daleko, bo tylko do ogrodu. Wystarczyło, by nie słyszeć rozmowy w salonie. Nie sądził, że kilka wypowiedzi przyjaciół aż tak go poruszy. Chociaż może nie chodziło o wypowiedzi, a ich ton. Tak obojętny, jakby rozmawiali o... Sam nie wiedział o czym, bo rozmowy o pogodzie bywały bardziej emocjonujące. Pewnie, martwili się, bali. Yoh to słyszał w ich głosach, ale mimo wszystko byli daleko bardziej obojętni niż on potrafił. Zazdrościł im.
- Yoh? - Amidamaru zmaterializował się przy swoim szamanie. Jako jedyny mniej więcej wiedział, co działo się w jego głowie i zdecydowanie nie chciał go zostawiać samego.
- Wszystko w porządku, Amidamaru. Po prostu nie chcę tam być, słuchać, uczestniczyć w rozważaniach.
- Ale to może być ważne. Wiesz o tym, prawda?
- Jasne. - Yoh próbował się uśmiechnąć, jednak bez skutku. - Z pewnością, ale czy nie mogą po prostu porozmawiać i ustalić, co jest możliwe a co nie? Beze mnie?
- Myślę... - Nie, nie mógł powiedzieć Yoh, że koniecznie musi tam być, bo potrafi odpowiedzieć na kluczowe pytane: czy trafił? Yoh nie spał, jadł mało i był strasznie apatyczny. Wyglądał tak źle, że nawet Anna nieczego od niego nie oczekiwała. To chyba najlepszy dowód, że trafił. Innego wyjaśnienia nie ma. - Myślę, że mogę ci później przekazać, co ustalili.
- Dziękuję, Amidamaru. - Yoh w końcu się uśmiechnął, ale ten uśmiech był tylko marną imitacją dawnego.
Gdyby jego Duch Stróż wiedział, co naprawdę kłębiło się w głowie szamana, nigdy nie zostawiłby go samego.

Dobie Village wyglądało jak wyjęte z filmu katastroficznego. Puste, ciche miasto, po którym hulał jedynie wiatr i rozrzucone przedmioty osobiste. Gdzieniegdzie na pisaku i ścianach widniały jeszcze ślady krwi tych, którzy walczyli w obronie Dobie i Króla Duchów lub przeciw niemu. Nie brakowało też śladów pożarów, rozbitych szyb i otwartych sklepów, jakby ktoś jeszcze miał do nich przyjść. Plemię Patch ograniczyło sprzątanie do usunięcia ciał poległych, których było niespodziewanie dużo. Kiedyś będą musieli uprzątnąć resztę bałaganu, jednak nim to nastąpi z pewnością minie dużo czasu. Nic nie wskazywało na to, by Turniej miał zostać wznowiony. Ani teraz, ani kiedykolwiek.
Dobie nie było jednak całkiem opustoszałe. Główną aleją szedł mężczyzna w sile wieku. Ubranie, bardzo eleganckie i niepasujące ani do miasta, ani do okoliczności, leżało na nim perfekcyjnie, skórzana teczka lśniła w słońcu. Idealny wizerunek burzyły tylko czarne włosy - trochę za długie i najwyraźniej przeszkadzające mężczyźnie, bo bez przerwy je poprawiał. Mruczał wtedy pod nosem coś, co brzmiało jak "brak czasu, przeklęci fryzjerzy", ale tego nie mógł nikt podsłuchać.
W końcu dotarł na miejsce - do sali, w której przebywały resztki plemienia Patch. Pchnął drzwi i nieproszony wszedł do środka.
- Witaj, Goldvo - zawołał od progu, za nic mając dobre maniery. Kilku szamanów próbowało mu zastąpić drogę, jednak wódz ich powstrzymał.
- Ty. Czego tu chcesz?
- Zwiedzam. Niedawno miało tu miejsce wiekopomne wydarzenie! - rozejrzał się za czymś, na czym mógłby usiąść. Wolnego krzesła nie było, więc postawił teczkę na stole i sam się o niego oparł. - Czy Król Duchów już coś postanowił? Czy może termin przydatności mu się skończył i zaniemówił na wieki?
- Król Duchów to nasza sprawa, a ty powinieneś się trzymać od niego z dala. Nawet myśleć o nim nie powinieneś. A co do wiekopomnych wydarzeń... Czyżbyś stracił swojego człowieka? Asakura, biedny, już nie żyje.
- Asakura? To tylko pionek. Jeden z wielu. Mogłem go poświęcić, skoro mam inne, ważniejsze, lepsze... Również wśród tej grupki waszego Yoh. Myślisz, że jego przyjaciele, to naprawdę przyjaciele? Skąd! Sam Yoh też... No, nieważne. Będę się zbierał. Chciałem się tylko nacieszyć tym obrazem katastrofy. Dobie nigdy nie było równie piękne, nawet po pojedynku Asakurów sprzed kilku wieków...
- Demonie...
Już go nie było. Znikł, wyparował, szybciej niż się pojawił. Zostawił tylko teczkę i mały przedmiot, przyklejony do spodu stołu. Członkowie plemienia przeszukają za chwilę teczkę i znajdą w niej kilka niebezpiecznych przedmiotów. Uznają, że to je chciał zostawić demon i nie będą szukać niczego innego.
Mały przedmiot pod stołem zaczyna już działać, ale z tego zdają sobie sprawę tylko cztery osoby. Nim zostanie odkryty może być za późno. Chyba że któraś z tych czterech osób zdradzi, ale to przecież niemożliwe. Wszyscy mają swój cel: ratowanie świata, choć każdy na swój sposób.
A co stało się z demonem, po tym, gdy zniknął? Dostał interesującego smsa.

Był już późny wieczór, kiedy szamani w domu Asakurów skończyli się naradzać. Nie doszli do niczego konstruktywnego, tyle tylko, że Hao może żyć, ale równie dobrze może nie żyć. Kilka godzin w zasadzie zmarnowanych. Manta był z tego powodu zły, w końcu praktycznie uciekł z domu, by porozmawiać z przyjaciółmi. Ojciec się wścieknie, jeśli odkryje, że znikł. Już i tak jest uziemiony po kilkumiesięcznej wyprawie do Dobie. Tak całkiem, bo nawet telefon i internet mu zabrano, żeby "nie kontaktował się z tym złym towarzystwem, przez które niszczy sobie życie". Tak, dzięki, tato, ale gdyby nie to towarzystwo, to już dawno nie miałby co niszczyć, bo jego życie skończyłoby się...
Mały szaman postanowił pożegnać się z Yoh, wyjaśnić, dlaczego nie daje znaku życia i uciekać do domu. Może zdąży wrócić przed ojcem.
Wyszedł do ogrodu, ale jedyne co tam zastał, to za wysoka trawa. Najwyraźniej nikt jej nie kosił odkąd wyjechali. W domu chyba też nie sprzątano, sądząc po ilości kurzu.
Przeszedł się po korytarzach nawołując Yoh, ale młody Asakura nie dawał znaku życia. W końcu zrezygnowany Manta zapytał o niego Amidamaru. Duch jednak nie potrafił odpowiedzieć, bo w międzyczasie, nie wiadomo kiedy dokładnie, przestał nawet wyczuwać obecność swojego szamana.
Yoh Asakura zniknął.


3 komentarze:

  1. Jak ja uwielbiam tę aurę tajemniczości, która otacza wydarzenia. Jesteś bardzo dobra w tworzeniu takiego klimatu. :)
    O, nie spodziewałam się, że to Ren pierwszy zawita w skromne progi Yoh i Anny. W dodatku to cały gburowaty Tao, który traktuje wszystkich oschle. I jak Ren może twierdzić, że jeszcze dla nich prawdopodobne przeżycie Hao nie jest poważnym problemem? W końcu to Asakura Hao, który chce wyrżnąć w pień ludzkość.
    Ach, jeśli ktoś wpadłby na taki pomysł to tylko i wyłącznie Manta. Jest najmądrzejszy z tej grupki. Oczywiście, inteligencją dorównują mu, ale nie tak szybką dedukcją i oceną wydarzeń. Manta jako jedyny mógł tak szybko wpaść na taką wersję wydarzeń, gdy połączył fakty.
    Czytając o opuszczonym Dobie, przypomniałam sobie te sceny Dzikiego Zachodu. Hula wiatr, a po piasku toczą się suche roślinki. XD Ale kto by się spodziewał innego wyglądu wioski szamanów? W końcu nie codziennie dochodzi do zamachu stanu ze strony uczestnika turnieju, a krwawa jatka ot tak sama się nie rozpoczyna.
    Coś tak podejrzewałam, że tajemniczy jegomość ma ciekawe plany i podejście do życia. Demon? Hm... W sumie spiskowanie z X-Laws jest iście szatańskim pomysłem. Hao tylko pionkiem? Och, nie chciałabym się znaleźć w skórze tego pana, gdy Haoś się dowie o tym. Myślę, że Władca Ognia odwdzięczy mu się z nawiązką. >D
    Manta ma szlaban? Cóż, ja bym się cieszyła na jego miejscu, że ojciec go nie wydziedziczył za taką wycieczkę do Ameryki. XD Coś mi się wydaje, że pan Oyamada uruchomił sieć swoich wpływów, by odnaleźć syna. Co prawda pewnie wiedział o wyjeździe (w końcu Anna i Manta polecieli samolotem wujka Manty), ale chyba nie przypuszczał, że ta wycieczka potrwa kilka miesięcy, a kontakt z synem się urwie. Oj, pewnie widział same czarne scenariusze jak moja mama, gdy wychodzę gdzieś sama późnym wieczorem.
    Aż nie mogę uwierzyć, że Anna dała tak bardzo zapuścić ogród i dom. Ale skoro u mnie jest wyrozumiała i nie naciska na Yoh, to i mogę zrozumieć, że u Ciebie już jej wszystko jedno. ^^"
    I gdzie, do licha ciężkiego, podział się Yoh? Coś mam wrażenie, że nieźle mnie zaskoczysz, więc powstrzymam swoją wyobraźnię przed zastanawianiem się nad tym. :)
    Czekam na następny rozdział. :)
    Pozdrawiam. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahahahahahaha xD Co ten derp robi w nagłówku? xDDDDDDD Ani mi się waż go stamtąd usuwać!!! xDDDD

    No dobra, ale teraz do rzeczy. xD
    Trzy tygodnie? Sama nie wiem, czy to dużo, czy mało... Z drugiej strony trudno o jakiekolwiek standardy jeśli chodzi o dochodzenie do siebie po zabiciu brata próbującego wymordować ludzkość. Może teraz, kiedy zaczęło się coś dziać, jakoś ruszą do przodu. Przyda się im taki impuls. Zwłaszcza Yoh...:( Trudno mi sobie wyobrazić, jak bardzo to wszystko musiało się na nim odbić. Ale sądząc po jego zachowaniu... chyba jak najbardziej mogę się o niego martwić.:(
    Naprawdę nie lubię tego kolesia...== I chyba nie ja jedyna. Jeśli Goldva chce, to możemy razem założyć jego antyfanklub. I bardzo chętnie zetnę temu czubowi włosy, toporem tuż przy szyi (w końcu kto wie, jak głęboko mogą sięgać cebulki włosowe? lepiej zachować odpowiedni duży margines).
    W dodatku zakładania dziwnego czegoś mu się zachciewa. Czyżby podsłuch? Pieron go wie. Nie lubię dziada.==
    No tak, szlaban Manty wiele wyjaśnia... Nic dziwnego, że nie dał rady kontaktować się z Yoh. Kurczak, jak już życie zaczyna rzucać kłody pod nogi, to robi to całymi garściami. Kto wie, może gdyby Manta dał rady być przy Yoh, wspierać go czy to dobrym słowem, czy po prostu samą obecnością, to może Yoh nie byłby teraz w takim stanie...:(
    A teraz jeszcze Yoh zniknął...;-; No weź... Ja wiem, że u Ciebie muszą być tajemnice, ale to to już normalnie przesada. Gdzie jest mój biedny Yoh...;-;

    Oczywiście nie zwracaj uwagi na te jęki powyżej, oba rozdziały są świetnie napisane.:)
    Pozdrawiam i czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział uchylił kawałek tajemnicy, ale pozostawił po sobie kolejne pytania i wątpliwości.
    Obraz zniszczonego przez szamanów Dobie jak najbardziej mnie przekonuje. W końcu w trakcie wielkich katastrof ludzie potrafią dokonywać okropnych rzeczy. A tu zapowiadała się apokalipsa.

    Hao jest pionkiem jakiegoś demona? Ale to by znaczyło, że X-Laws też. I ktoś z Rady Szamanów? I któryś z przyjaciół Yoh? Mamy tu istny kryminał!

    Biedny Manta, naprawdę się nie dziwię, że ojciec go uziemił.

    Ale gdzie jest Yoh?

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane. Za wszystkie bardzo dziękuję!