Na prawo piach. Na lewo piach. Przed nimi piach. Za nimi piach. Pod też. Wszędzie piach. Nawet krzaczków i kamyczków nie ma dla urozmaicenia. Tylko piach. I słońce, które najwyraźniej postanowiło upiec żywcem wszystko, co w jego zasięgu.
Uczniowie Hao Asakury nie byli przyzwyczajeni do takich atrakcji. Ich mistrz zwykle dbał o komfort podróży i noclegu, ale tym razem go nie było. Zostawił uczniów na pustyni wskazując tylko kierunek, w którym mieli się poruszać i zniknął. Było to zrozumiałe, w końcu musiał ukrywać, że żyje, ale przyjemne już nie.
Uczniowie Hao Asakury nie byli przyzwyczajeni do takich atrakcji. Ich mistrz zwykle dbał o komfort podróży i noclegu, ale tym razem go nie było. Zostawił uczniów na pustyni wskazując tylko kierunek, w którym mieli się poruszać i zniknął. Było to zrozumiałe, w końcu musiał ukrywać, że żyje, ale przyjemne już nie.
Mattie odgarnęła włosy z czoła. Miała ochotę je ściąć. Albo wyrwać. Cokolwiek, byleby pozbyć się dodatkowej warstwy grzewczej. Chociaż i tak cieszyła się, że jej włosy są krótsze niż Kanny. Ta dopiero miała przechlapane, na dodatek duma nie pozwalała jej poprosić o gumkę do włosów, a własnej oczywiście nie posiadała. Jej niebieskie włosy wisiały smętnie w przepoconych strąkach, bez nadziei na szybkie umycie.
Marie potknęła się kolejny raz. Nie wiedziała który, ale bała się, że upadnie. Wtedy już na pewno nie wstanie, nie będzie miała siły. Padnie na tym gorącym, suchym piasku i zje ją... Coś. Jakieś zwierzę zjadało padlinę na pustyni, ale nie pamiętała jak się nazywało. A może tu nie ma zwierząt? Może słońce spali ją na pył, a kości będą się walać w piasku przez wieki, aż odkryje je jakiś archeolog za tysiące lat?
Kanna kopnęła jakąś grudkę zeschniętego piasku, ale ta się rozsypała. Bismarck zaklęła wysypując piasek z butów. Na to się nie pisała. Mogła walczyć, chętnie pomogłaby w wybiciu ludzkości. Miała swoje powody, jak wszyscy tutaj. Spacery w prażącym, pustynnym słońcu, które zabija wszystko to już inna sprawa. Nie ma sensu, nie ma powodu się tak męczyć. Powinna stąd uciekać, zostawić Asakurę, albo nawet wysłać go do diabła. Tylko nie bardzo ma jak i dokąd odejść - teleportować się nie potrafi, nie ma też miejsca, w którym mogłaby się zatrzymać.
Niemniej, przy najbliższej okazji pożegna mistrza i pójdzie, gdzie ją nogi poniosą. W końcu co to ma być? Cholerny Asakura myśli, że może ich tak traktować? Jak niewolników, których można spokojnie zamęczyć? Ba, nawet nie! O niewolników względnie dbano. Byli drodzy i użyteczni, więc musieli trochę pożyć, tymczasem Asakura zostawił ich na pewną śmierć.
Lysergowi od bardzo dawna nie pasowało coś w Wyrzutkach. Początkowo nawet nie do końca rozumiał co, bo to było bardziej przeczucie niż racjonalne powody, więc je ignorował. Tak po prostu, wymyślając sobie od kretynów, wykonywał rozkazy, bo przecież kto jak kto, ale akurat oni chcą zniszczenia Hao Asakury.
Czas jednak mijał i jego niepewność rosła. Coraz częściej dostrzegał, że Wyrzutki owszem, mówią o zabiciu Hao, ale w gruncie rzeczy niewiele robią, a jeśli już to tak, że nic im nie wychodzi. To było dziwne, to było podejrzane. Przy tylu przedsięwzięciach coś w końcu musiało wyjść, choćby przypadkiem. Tymczasem klęska goniła klęskę i nawet straty wśród uczniów Asakury chwilami wydawały się przerażać Marco. Niby powinien się z nich cieszyć, ale zwykle miał minę, jakby sam otrzymał śmiertelny cios.
To się Lysergowi nie podobało, to go niepokoiło i to był jedyny powód, dla którego został w organizacji po śmierci Hao. Powinien z niej czym prędzej odejść, ale ta tajemnica go trzymała. Nie wiedział jeszcze w jaki sposób ją rozwikła, ale wiedział, że musi to zrobić. Sądził, że pobyt w siedzibie Wyrzutków mu w tym pomoże, ale bardzo szybko zmienił zdanie. Spotkał tam kogoś, kto zdecydowanie nie powinien tam być i stwierdził, że jedyne, co może zrobić to uciekać i szukać pomocy.
Na dodatek u osób, o których nawet nie myślał, że mu pomogą.
Segregatory bardzo ładnie wyglądały w oszklonej szafie. Elegancko, profesjonalnie, dokładnie tak, jak się spodziewał. Stół był uprzątnięty, stały na nim tylko szklanki i butelki wody. Biurko odsunął pod ścianę, lustro wyniósł. Będzie za nim tęsknił przez tych kilka godzin, które zajmie spotkanie, ale czegóż się nie robi w imię sprawy? Albo wyższego dobra, cytując za jego wspaniałymi poplecznikami.
Usiadł u szczytu stołu i zaczął się zastanawiać, kto przyjdzie pierwszy. Sądził, że Hao, on nie lubił marnować czasu. Wyrzutki uważały, że zegar ich nie obowiązuje.
Minuty mijały, do południa było coraz bliżej. Jeszcze kilka chwil, jeszcze odrobina cierpliwości. Żałował, że nie pada deszcz, bo coraz trudniej zachować spokój, kiedy się czeka.
Minuty mijały, do południa było coraz bliżej. Jeszcze kilka chwil, jeszcze odrobina cierpliwości. Żałował, że nie pada deszcz, bo coraz trudniej zachować spokój, kiedy się czeka.
Oaza na pustyni jest miłym miejscem. Można w niej spędzić kilka godzin i właściwie nie odczuć nieprzyjemności. No, chyba że ma się na sobie jasne ubranie, które łatwo pobrudzić siedząc na trawie, a jest się strasznym pedantem. Gorzej może być tylko wtedy, gdy twój towarzysz rzuca ci złe spojrzenia.
W takiej sytuacji znalazła się pewna dziewczyna, która postanowiła zaczekać na Hao. Wiedziała, że nieprędko go tu zastanie, ale mając możliwość wydostania się spod czujnego spojrzenia osób ją chroniących nie wahała się. Wzięła oczywiście swoją przyjaciółkę, inaczej tej wyprawy babcia by jej nie darowała. Reszta może się gniewać, ale nie babcia.
Chociaż widząc rosnącą złość przyjaciółki zaczynała żałować, że jednak nie naraziła się na gniew babci. Albo że nie dołączyła do idących tu uczniów Hao. Tam mogłaby się wmieszać w tłum, zniknąć z oczu szanownej Ellen i mieć względny spokój... Albo i nie.
Westchnęła i zaczęła splatać jasne włosy w warkocz. Gdyby nie musiała bawić się w gońca... To jej nie przystoi, ale nie ma wyboru. Nikt inny nie ostrzeże Asakury.
Miał rację: pierwszy, idealnie o czasie, przybył Asakura, jednak Marco i Jeanne nie spóźnili się tak bardzo, jak zakładał. Widać też im zależy na czasie.
- Wszyscy się spieszymy - zaczął - więc na początek podsumuję wydarzenia. Oficjalnie Hao nie żyje, a że jest inaczej wiemy tylko my i jego uczniowie. Dzięki temu może działać względem Króla Duchów, urządzenie też zostało wczoraj umieszczone na miejscu, za trzy dni zakończy działanie. Jakieś pytania?
Nie było. Asakura nigdy ich nie miał, a Wyrzutki nie interesowali się tym etapem. Hao chciał tego Ducha i tytułu to proszę bardzo, ich to nie obchodzi.
- Skoro nie ma - kontynuował - to muszę podziękować Wyrzutkom za długotrwałe i jakże wiarygodnie udawanie bycia wrogiem Hao. Wasza pozorna nienawiść była wprost urocza. Wprawdzie nie jest konieczne, by ją podtrzymywać dłużej, ale myślę, że przez te trzy dni nie zaszkodzi - nie ma co fundować światu wielkiego zaskoczenia za wcześnie. Pocieszcie się, poopowiadajcie jak to to dobrze, że Hao nie żyje, czy co tam wymyślicie.
- To się da zrobić - stwierdził Marco. Może i w rzeczywistości nie był wrogiem Hao, ale i tak go nie lubił. Jakoś nie podobały mu się ciepłe spojrzenia Jeanne, rzucane od czasu do czasu Asakurze. Zupełnie, jakby się jej podobał... Fakt, że Hao miał dużo większy poziom furyoku, potrafił z nim zrobić istne cuda, a do tego władał żywiołami też jakoś nie poprawiał humoru Marco.
- Ja tymczasem podtrzymam do końca tygodnia przekonanie wśród ludzi, że nie dzieje się nic. Potem Król Duchów przestanie istnieć a nasz przyjaciel wzrośnie w siłę. Wyrzutki mogą zapewnić światu blackout i próbować nawracać na Dobrą Drogę, a Hao mordować kogo tam chce... Dogadaliście się już, jak ogarnąć wasze cele, by nie były sprzeczne...? - odpowiedziały mu krótkie kiwnięcia głowami ze strony Wyrzutków, Hao tylko na niego spojrzał - świetnie, wszyscy szczęśliwi. Trochę to potrwało, nim plan się ziścił, ale jak widzicie, wszystko jest na dobrej drodze do jego finalizacji.
A przynajmniej on widział, bo jego towarzysze nie mieli pojęcia w co się właśnie wpakowali i jak to się skończy.
Chociaż i on nie wszystko wiedział. Nie miał pojęcia, że Hao ma coraz większe wątpliwości co do tego planu i udziału w nim demona. Od wydarzeń w Sanktuarium miał bardzo złe przeczucia, które nie ustępowały nawet na chwilę, a on nie wiedział czego dokładnie dotyczą. Próbował przewidzieć, co się wkrótce wydarzy, ale wszystkie wizje były rozmyte i niewiele sensu w nich widział. A szukał bez przerwy.
Zagadnięty w korytarzu przez Marco, pytającego, co zrobić z jego bratem tylko warknął, że nic. Niech sobie Yoh żyje spokojnie, teraz nie ma znaczenia. Może później się przyda.
Marco był trochę zaskoczony zachowaniem Asakury. Hao na spotkaniach zwykle mówił dużo. Próbował narzucać swoje zdanie, nie znał pojęcia kompromisu. Tymczasem dziś milczał i zdawał się być myślami gdzie indziej. Co też mogło tak pochłaniać przyszłego Króla, że nie cieszyła go nawet myśl o spełnieniu marzenia? Wyrzutek nie wiedział, ale też nie miał odwagi pytać. Co jak co, ale głupi nie był, jakiś instynkt samozachowawczy też miał. Żałował, że musi spytać o Yoh, ale krótka odpowiedź go ucieszyła. Jak nic, to nic, całe szczęście, że nie musi rozwiązywać problemu, jaki młodszy z braci stanowił.
Trzy dni... Asakura mógł się dziwnie zachowywać, ale Marco bardzo się cieszył. Z przyjemnością patrzył na zielony ogród, w którym znalazł się po wyjściu z budynku. Już za trzy dni, już niedługo, będzie mógł ratować świat przed zepsuciem. Ludzie byli coraz gorsi, odwracali się od światła, moralność zanikała, a i wiary niemal w nich nie było. Wyrzutki wkrótce będą mogli im ją przynieść.
Marco przystanął. Dlaczego Asakura nie zaprzeczył, gdy padło pytanie o kolidowanie ich planów? Przecież tego nie uzgodnili, w każdym razie nie w sposób, który by go zadowalał. Cały czas się kłócili... Do licha, co z tym Asakurą nie tak?
Przez chwilę Marco stał przed budynkiem i patrzył na stare, zdobione ściany. Niedawno odnowiono elewację i wyglądała naprawdę pięknie w ponurej, zaniedbanej okolicy. Wahał się, czy nie wrócić i nie porozmawiać z demonem o dziwnym zachowaniu Asakury lub z samym Asakurą. Hao jednak nie było, zdążył się teleportować, a powrót do demona nie był mu na rękę: wolał jak najprędzej zabrać Jeanne od źródła zła.
Zresztą, może nie ma powodu do obaw. Asakura mógł się po prostu denerwować lub niecierpliwić. Pracuje nad tym od tysiąclecia, pewnie bardzo by się zdenerwował, gdyby coś nie wyszło...
Zresztą, może nie ma powodu do obaw. Asakura mógł się po prostu denerwować lub niecierpliwić. Pracuje nad tym od tysiąclecia, pewnie bardzo by się zdenerwował, gdyby coś nie wyszło...
Tak, to na pewno to.
Nawet Marco w to nie wierzył, ale przeczucie mówiło mu, że nie powinien się wtrącać.
---
Coraz dłuższe mi te rozdziały wychodzą :) Nie potrafię podać daty kolejnego - nie jest jeszcze gotowy, za tydzień święta, a ja jestem przysypana lekturami, więc zobaczymy na kiedy się wyrobię :)
Jeśli ktoś czyta, to proszę o komentarze :) Są naprawdę mile widziane!
---
Coraz dłuższe mi te rozdziały wychodzą :) Nie potrafię podać daty kolejnego - nie jest jeszcze gotowy, za tydzień święta, a ja jestem przysypana lekturami, więc zobaczymy na kiedy się wyrobię :)
Jeśli ktoś czyta, to proszę o komentarze :) Są naprawdę mile widziane!